ArtykułyWywiady

Magia akwarium morskiego

O hodowli akropor, estetyce zbiornika, utrzymywaniu właściwych parametrów wody, oświetleniu, sumpie i zasoleniu z Krzysztofem Trycem rozmawia Paweł Czapczyk.

Magia akwarium morskiego: wywiad z Krzysztofem Trycem

Paweł Czapczyk: Od kiedy datuje się Pana zainteresowanie akwarystyką w ogólności, a akwarystyka morską w szczególności? Jaki był Pana pierwszy zbiornik?

Krzysztof Tryc: Od dziecka pociągała mnie akwarystyka. Mój pierwszy zbiorniczek słodkowodny z gurami, żałobniczkami i gupikami założyłem, gdy miałem osiem lat. Potem, jako nastolatek, wolałem piłkę nożną niż akwarium. Jednak w wieku dojrzałym powróciłem do akwarystyki. Miałem szczęście, moja żona również wychowała się w domu, w którym akwarystyka była ulubionym hobby. I stało się – postawiliśmy nasz wspólny zbiornik. Na początku były skalary, następnie dyskowce, a potem zakochaliśmy się w pyszczakach z jeziora Malawi i pielęgnicach z jeziora Tanganika. I to był pierwszy krok ku akwarium morskiemu. Gdy zakładaliśmy zbiornik morski w 1996 roku, w Polsce były tylko nieliczne sklepy, w których można było kupić coś z „morszczyzny”. Tak naprawdę nikt wówczas nie znał się na akwarystyce słonowodnej. Sklepy niechętnie sprowadzały korale twarde ze względu na duże straty – z jednej strony, a z drugiej – na niewielką liczbę nabywców. Ten nasz pierwszy zbiornik siłą rzeczy miał obsadę mieszaną – korale miękkie, LPS-y i SPS-y, czyli wszystko to, co można było zdobyć.

– O Pańskim popisowym zbiorniku – o wymiarach: 150x60x50 cm, o ile się nie mylę – mówi się: „liga światowa”. Bliżsi i dalsi znajomi podziwiają harmonię, całościowy wygląd, koegzystencję organizmów, stabilizację warunków, ale i trwałość obsady. Jakimi cechami musi się wyróżniać akwarysta morski z prawdziwego zdarzenia (systematyczność, odpowiedzialność, wytrwałość)?

– Wszystkie te cechy są bardzo ważne. Dodałbym jeszcze: pracowitość, otwartość na nowe doświadczenia i umiejętność uczenia się oraz wyciągania wniosków. Nie da się prowadzić zbiornika morskiego bez elementarnej znajomości życia morskiego i procesów w nim zachodzących. Przez wiele lat obserwowałem niemieckich i amerykańskich kolegów i próbowałem ich naśladować. Niestety, wiele osób nie chce czytać, nie chce wiedzieć, nie chce poszukiwać, natomiast chce mieć piękne akwarium od razu, tu i teraz. Na dłuższą metę okazuje się to niemożliwe, prędzej czy później dojdzie do likwidacji takiego zbiornika. Obecnie, kiedy mamy dostęp do internetu, gdy jest już tylu akwarystów morskich, zdobycie wiadomości nie jest problemem, trzeba tylko chcieć. I należy to zrobić, zanim założy się zbiornik. Nie naraża się wówczas zwierząt na śmierć, a siebie na niepotrzebny stres i wydatki. Ja, gdy zaczynałem przygodę z akwarystyką morską, musiałem uczyć się na własnych błędach. Nie miałem internetu, nie znałem nikogo, z kim mógłbym wymieniać się doświadczeniami. Teraz akwaryści mają tę możliwość, niech więc z tego korzystają…

A co do samego zbiornika – jego wymiary są troszkę inne i wynoszą 160 x 75 x 54cm.

– Wielu młodych adeptów morszczyzny wykazuje się niecierpliwością…

– Często dzieje się tak, że zaczynamy od akwarium słodkowodnego, a kolejnym etapem jest zbiornik morski. Wtedy nasze „słodkowodne zwyczaje” przenosimy na „morszczyznę”. Skoro ryby i rośliny w „słodkim” wprowadziliśmy dość szybko, dlaczego mamy z tym zwlekać w akwarium morskim? Przecież parametry wody są dobre, woda jest klarowna, a pusty zbiornik aż się prosi o dodatkowe życie. I to jest pierwszy, główny błąd już na starcie. Gdy tylko mam okazję, przekonuję niedoświadczonego akwarystę, że akwarium morskie potrzebuje więcej czasu. Że są rzeczy niemierzalne. Że pozornie wszystko wygląda dobrze, ale to jeszcze nie czas na wprowadzanie zwierząt. Akwarium musi dojrzeć. I nie mam tu na myśli cyklu azotowego w akwarium i tak zwanego procesu dojrzewania, lecz mówię o dojrzałej biologicznie wodzie, która jest w stanie przyjąć nowe życie bez większych zachwiań i dać zwierzętom warunki odpowiednie do przeżycia.

– Akwarysta morski musi mieć chyba także wyczucie wartości estetycznych, bo wiele zbiorników morskich, które widziałem, cechowało się albo bylejakością, albo przeładowaniem ocierającym się o kicz…

– Każdy może mieć własne poczucie estetyki. To, co dla mnie jest piękne, dla kogoś innego może ocierać się o kicz. Podobnie jest z dziełami sztuki. Dla jednych Picasso jest mistrzem, dla innych malował bohomazy. Ułożenie skały, jej ilość w zbiorniku, dobór korali jest albo wynikiem gustu akwarysty, albo jego poglądów na filtrację.

Ale bylejakość niekoniecznie jest związana z brakiem wrażliwości estetycznej. Często jest wynikiem lenistwa i/lub brakiem chęci oraz zaangażowania. Niektórzy akwaryści automatyzują wszystko, co się da: karmienie ryb i korali, dozowanie mikroelementów, bakterii, aminokwasów, podmiany wody. Dlaczego? Bo tak jest wygodniej i łatwiej. Mają gotową receptę, trzymają się jej, nie muszą zastanawiać się i tracić czasu. Moim zdaniem jednak to człowiek powinien mieć to wszystko pod kontrolą, a nie automat. Maszyna dozująca nie widzi, że czegoś jest za dużo lub za mało. Nie myśli. Dozuje tyle, ile człowiek zaprogramował. Jest wiele czynników powodujących, że korale mają mniejsze lub większe zapotrzebowanie na coś, ale maszyna podaje niezmiennie, bo tak jest ustawiona. To człowiek ma rozum, ma zdolność obserwacji i wyciągania wniosków. Nie jestem przeciwnikiem automatyzacji, czasami jest przydatna, pompy dozujące stanowią duże ułatwienie w obsłudze akwarium, w podawaniu tych najistotniejszych elementów, to znaczy KH, Ca i Mg. Resztę można uzupełniać ręcznie,  w miarę potrzeby.

– A na czym polega magia koralowców twardych? Kilka lat temu napisał Pan o akroporach: „lubię patrzeć, gdy korale rosną i nabierają innych barw i kształtów”. Pan wraz z żoną jesteście wybitnymi specjalistami w ich chowie i hodowli.

– Nie jesteśmy specjalistami, jesteśmy pasjonatami z pewnym doświadczeniem. Dobrze Pan to określił: „magia” – bo to naprawdę jest magia. Dla mnie to jak dążenie do doskonałości, której nigdy się nie osiągnie. Jednych to zniechęca, innych pasjonuje. Należę do tej drugiej grupy, chociaż miewałem chwile zwątpienia. Jakieś piętnaście lat temu poczułem się zmęczony, myślałem, że się „wypaliłem”, miałem dość. Doszedłem do wniosku, że o wiele lepiej i łatwiej będzie mi się żyło bez akwarium. Czy nie lepiej pieniądze przeznaczyć na wyjazdy i wtedy mieć spokój, nie martwić się, że może coś złego dzieje się w zbiorniku pod naszą nieobecność? A może właśnie zalałem mieszkanie sąsiada, który mieszka niżej? Zlikwidowałem więc zbiornik, sprzedałem sprzęt i korale. I co? Wytrzymałem zaledwie trzy miesiące bez „morszczyzny”. Zadziałała magia? Chyba tak.

– Czy akropory są Pana największą miłością? Jakie miejsce wśród nich zajmuje Acropora hyacinthus? A inne ulubione gatunki?

– Lubię wszystkie korale, ale pierwsze miejsce wśród nich zajmują rzeczywiście akropory. A z nich największą dla mnie wartość, chyba sentymentalną, mają akropory, które wiele lat temu przywiozłem z Niemiec jako pięciocentymetrowe szczepki. Cieszy mnie fakt, że są ze mną tak długo. Że pomimo moich błędów (bo na pewno takie były) przetrwały i chcą żyć dalej. Są dla mnie żywym dowodem na to, że jakoś sobie radzę w tej dziedzinie. Acropora hyacinthus jest jednym z gatunków najszybciej rosnących w „niewoli”. Miałem cztery odmiany kolorystyczne tego SPS-a: mocno różową, różowo-fioletową, żółto-zieloną i różową z niebieskimi końcówkami. Pozostawiłem sobie tylko tę ostatnią. Lubię mieć różnorodność w zbiorniku, czasami koral przyciąga wzrok nie intensywną barwą, lecz kształtem lub wspaniałymi, długimi polipami.

– Stosuje Pan zestaw oświetleniowy T5, ale nie zawsze tak było, prawda?

– Tak. Na początku mojej przygody używałem MH (lamp metalohalogenkowych – przyp. red.). Przez jakiś czas korzystałem z T5 wraz z oświetleniem LED. LEDY, przynajmniej te, które są produkowane współcześnie, nie odpowiadają mi jednak. Dla mnie najlepsze efekty są w zbiorniku oświetlonym MH lub/i T5.

– Czyli nie da się Pan nikomu przekonać na coraz tańsze i modniejsze LEDY?

– Może w przyszłości, gdy emitowane przez nie światło okaże się dobre dla SPS-ów.  Na razie na pewno nie.

– Jak często podmienia Pan wodę w zbiorniku i w jakiej ilości?

– Normalnie podmieniam ok. 10% wody tygodniowo. Zdarzają się sytuacje, że więcej. Wtedy podmiana może sięgać nawet 20%.

– Słyszałem, źe KH oscyluje u Pana w granicach 8. Niektórzy powiedzą, że to wysoki poziom, ale rozumiem, że taki wskaźnik wpływa na stabilizację pH, minimalizując przyrost glonów…

– Może jestem ze starej szkoły, ale dla mnie KH oscylujące w granicach 6-6,5 jest zbyt niskie. Jednak są ludzie, którzy uważają, że przy takim KH korale wyciągają swoje barwy, a więc im to sprzyja.  Współczesna moda nakazuje, żeby trzymać parametry bliskie wartości naturalnej wody morskiej. Chyba ma to sens, ale szklany zbiornik nigdy nie będzie wycinkiem morza czy oceanu. Być może w małej zamkniętej przestrzeni zachodzą inne procesy niż w naturze. Dlatego nie staram się ślepo naśladować natury, lecz patrzę, co sprawdza się w moim zbiorniku. I tu należy zaznaczyć, że każdy zbiornik ma swoje odrębne życie. Dlatego to, co jest dobre w moim akwarium, niekoniecznie sprawdzi się w innym. W moich akwariach KH zawsze utrzymuję w zakresie 7,5-8.

– Czytałem, że swoje korale karmi Pan ręką, a mikroelementy podaje Pan strzykawką. Do swoich podopiecznych ma Pan zatem taki stosunek, jak do najbliższego zwierzęcia domowego.

– Muszę Pana rozczarować. Pomimo pełnej świadomości, że korale to zwierzęta, trudno – ze względu na ich „roślinny wygląd” – o taką więź, jaka może łączyć człowieka z psem lub kotem. Fakt, że podaję mikroelementy czy pokarm manualnie, wynika z tego, o czym mówiłem wcześniej. Nie ustalam żadnych stałych dawek: ilości zmieniam zależnie od tego, co widzę. Dlatego nie chcę tego robić automatycznie.

– Zaskoczyła mnie prostota sumpa, jaki znajduje się w zbiorniku. Czy mógłby Pan podać czytelnikom „Magazynu Akwarium” wszystkie jego części składowe.

– W sumpie jest filtr mechaniczny, odpieniacz białek, siateczka z węglem i filtr z peletami. Poza sumpem – reaktor wapnia. Ostatnio dodałem jeszcze mikser na „kalkwasser”, gdyż przy tej liczbie korali twardych nie byłem w stanie utrzymać KH na odpowiednim poziomie i polegać jedynie na reaktorze wapnia.

– A jakie stężenie soli panuje w tym akwarium? Jaki jej rodzaj Pan preferuje?

– Staram się utrzymywać zasolenie na poziomie 35 ppt. Jaka sól? Obecnie mamy duży wybór soli i większość z nich jest dobrej jakości. W swojej praktyce wypróbowałem wiele rodzajów soli – i to zarówno syntetycznych, jak i naturalnych. Nie potrafię powiedzieć, która jest najlepsza. Natomiast mogę ujawnić, której używam. W niedalekiej przeszłości była to sól Fauna Marin Professional, od pół roku stosuję natomiast Colombo Pro reef salt. Na sól Colombo bardzo ładnie reagują korale. Nabierają lepszych barw i wydajniej polipują.

– Opis i obraz Pańskiego zbiornika wyszedł już poza granice Polski i nawet poza ścisły krąg akwarystów, trafiając choćby do „Newsweeka”. Pana znajomi podkreślają przy tym pańską otwartość i skromność…

– Cóż mam powiedzieć… Dziękuję, to miłe.

– Panie Krzysztofie, to był zaszczyt gościć Pana na łamach „Magazynu Akwarium”

– I wzajemnie, to był zaszczyt dla mnie, że zostałem zaproszony na łamy „Magazynu”. Dziękuję.

Opublikowano drukiem w Magazynie Akwarium nr 1/2017 (161).

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button