ArtykułyWywiady

Miłość do wszystkiego, co żyje w wodzie

Rozmowy mA

Z Arturem Krzyżakiem, kierownikiem Akwarium Gdyńskiego, rozmawia Paweł Czapczyk

Akwarium Gdyńskie, czyli placówka, którą kierujesz, to bez wątpienia najbardziej znane i zasłużone polskie oceanarium. Nie każdy jednak wie, jak długą ma ono historię…

To prawda. Nasza historia rozpoczęła się w Helu w 1921 roku wraz z powstaniem Morskiego Instytutu Rybackiego (posiadającego obecnie status Państwowego Instytutu Badawczego), czyli najstarszej w kraju placówki naukowej badającej morze i jego środowisko. Po przeniesieniu do Gdyni wyodrębniono z instytutu część ekspozycyjną – najpierw muzealną, potem akwariową.

Pierwotnie akwarium – oficjalnie otwarte w 1971 roku, w pięćdziesiątą rocznicę powstania instytutu – traktowano zatem jako miejsce prezentacji prac i zbiorów instytutu. Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zapadła decyzja o dobudowaniu rotundy, czyli tej części, w której obecnie mamy najwięcej zbiorników. Rotunda została jednak oddana do użytku dopiero w późnych latach osiemdziesiątych, a rewitalizację i przeszklenie przeszła pod koniec lat dziewięćdziesiątych (otwarcie zmodernizowanej rotundy nastąpiło w 2003 roku).

Czy to już docelowy kształt budynku?

I tak, i nie. Bo musimy pamiętać, że został on zaprojektowany jako budynek biurowy i miejsce do prowadzenia badań. I fakt, że obiekt współtworzą dziś pomieszczenia laboratoryjne, stanowi dla nas spore ograniczenie. Budynek nie posiada bowiem na wszystkich kondygnacjach odpowiedniej nośności, która pozwalałaby na instalację akwariów. Udostępnianie naszej kolekcji wiąże się nierzadko z ekwilibrystycznymi wręcz pracami, mającymi na celu wzmocnienie konstrukcji obiektu. W dodatku Akwarium Gdyńskie położone jest w takiej części miasta, która objęta jest ochroną konserwatorską, co samo w sobie uniemożliwia ewentualną zmianę bryły budynku. Jedyny możliwy rozwój sprowadza się więc do schodzenia pod ziemię…

A co to konkretnie oznacza?

Że chcemy rozbudować ścieżkę edukacyjną i zaadaptować w tym celu pomieszczenia piwniczne. Jeśli projekt uda się w pełni zrealizować, będzie to oznaczało, że rozszerzymy powierzchnię ekspozycyjną o 900 metrów kwadratowych i aż ośmiokrotnie zwiększymy kubaturę wody w obiekcie.

O ile pamiętam z ubiegłorocznych u was odwiedzin – w przyziemiu zaprezentowana zostanie fauna basenu Morza Północnego.

Nie tylko. Zgodnie z projektem, który finansowany jest ze środków unijnych, planujemy aranżację trzynastu zbiorników z fauną pochodzącą zarówno z Morza Północnego, jak i z południowego Bałtyku i cieśnin duńskich. Założeniem projektu jest przybliżanie bioróżnorodności wspomnianych akwenów – również w kontekście wpływających na tę bioróżnorodność zmian klimatycznych.

Już obecnie wielkim zainteresowaniem zwiedzających cieszy się nowoczesna sala poświęcona Zatoce Puckiej – z krewetkami bałtyckimi, igliczniami i płytkim basenem, w którym z bardzo bliska możemy podziwiać stornie…

Zatoka Pucka, czyli wewnętrzna część Zatoki Gdańskiej, to kraina o minimalnym zasoleniu i wyjątkowym ekosystemie. W Akwarium Gdyńskim w sali jej poświęconej prezentujemy drobne gatunki rodzimej fauny, o których wspomniałeś, czyli nasze palemony (Palaemon adspersus), krabiki, wężynki, iglicznie i ciernikowate, ale także wielkie drapieżniki: sandacze, szczupaki i okonie. Co ciekawe, w Zatoce Puckiej okonie potrafią osiągać ponad 60 cm długości, zaś metrowe szczupaki nie są tu żadnym wyjątkiem.

W sali znajdziemy też zbiornik otwarty, w którym można zamoczyć rękę, ale przede wszystkim pozwala on na oglądanie płastugowatych – storni, czyli flądry, i skarpia, czyli turbota – w taki sposób, w jaki widzielibyśmy je, schodząc pod wodę, kiedy są ukryte w piasku i doskonale zamaskowane.      

Ale w tej sali widziałem również inne, chyba najbardziej reprezentatywne dla naszego morza drapieżniki – dorsze.

To są właściwie dwa „bolki”, czyli młode,  niewielkie dorsze. Nie brałem ich pod uwagę, gdyż dopiero osobniki osiągające powyżej 70 cm długości traktowane są jako ryby pełnowymiarowe. Nasze dorsze pochodzą z przyłowu – schwytano je w ramach odłowów badawczych prowadzonych w Zatoce Puckiej. Właśnie w tym akwenie pojawiają się młode dorsze, ale tymczasowo, gdyż później – w miarę swego wzrostu – uchodzą na głębsze wody.

Mam nadzieję, że te dwa osobniki dołączą w przyszłości do większych dorszy, które pokażemy w dużym akwarium w podziemiu.

A ile w sumie gatunków zwierząt eksponujecie obecnie na trzech kondygnacjach Akwarium Gdyńskiego?

W chwili obecnej prezentujmy ponad dwieście gatunków zwierząt. Większość albo przynajmniej dużą część stanowią bezkręgowce, szczególnie bezkręgowce z mórz ciepłych. Weźmy choćby pod uwagę ogromną różnorodność zarówno koralowców miękkich, jak i koralowców twardych, sprawiającą, że w każdym niemal przypadku możemy mówić o odrębnym gatunku.

Powiedzmy czytelnikom Magazynu Akwarium, ile tu jest zbiorników i ile litrów wody.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę zbiorniki ekspozycyjne, to ich liczba wynosi aktualnie 67. W obiegach znajduje się obecnie około 140–150 metrów sześciennych wody. Jeśli zaś dołączymy do tego akwaria hodowlane i rezerwuary, to mówimy już o zakresie 200–250 metrów sześciennych.

Ale to wszystko ewoluuje. Na przykład na drugim piętrze, które jest poświęcone faunie środowisk przejściowych, czyli zwierzętom występującym na styku wody i lądu, od pewnego czasu redukujemy liczbę zbiorników. Robimy to jednak po to, by zwiększyć ich objętość. Łącząc bowiem dwa akwaria, jesteśmy w stanie stworzyć lepsze warunki zwierzętom i precyzyjniej odwzorować dany fragment biotopu, niż w jednym mniejszym zbiorniku.   

Gdybyś stał się moim przewodnikiem po waszych podwodnych zasobach, co przede wszystkim byś mi pokazał? Na co powinienem zwrócić szczególną uwagę?

Przede wszystkim skupiłbym się oczywiście na żywych zwierzętach. Jednak Akwarium Gdyńskie to również sale edukacyjno-muzealne (poświęcone między innymi historii naturalnej, bioróżnorodności czy ssakom morskim), przez które przechodzimy zaraz na początku. I jeśli jedna z nich jest tematycznie zorientowana na całe środowisko morskie, to już inna konkretnie na Morze Bałtyckie. W sali bałtyckiej znajdziemy plastyczną makietę dna Bałtyku, dzięki której możemy spojrzeć na morze jakby z lotu ptaka i niejako naocznie przekonać się, jakie jest ono płytkie i w jak nikły sposób łączy się z innymi wodami.

Samo zwiedzanie zacząłbym natomiast od sali poświęconej Zatoce Puckiej. Myślę, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w bezpośredniej okolicy Akwarium Gdyńskiego żyją na wolności kuzyni koników morskich, czyli ryby igliczniowate, krewetki oraz kraby, które akurat wzdłuż naszego wybrzeża są bardzo liczne…

Co dalej?

Następnie –  przechodząc przez salę przeznaczoną dla zwierząt słodkowodnych, które żyją na pograniczu wody i lądu – trafimy do dwóch pomieszczeń, które – moim zdaniem – są chyba najbardziej atrakcyjne. Myślę tu, po pierwsze, o „Wielkiej Rafie Koralowej”, a po drugie – o „Wodnych zwierzętach świata”, gdzie mamy szansę przekrojowo spojrzeć na gatunki pochodzące z różnych akwenów na naszym globie. Dobraliśmy je w ten sposób, żeby pokazać maksymalnie ich różnorodność, ale zarazem żeby czuły się dobrze i nie przerosły naszych możliwości lokalowych – znajdują się tu więc ryby szybko pływające, taksony preferujące ciemne środowiska czy rozmaite gatunki rekinów.          

Wróćmy jeszcze do „Wielkiej Rafy Koralowej”.

W sali tej w jednym ze zbiorników zobaczymy strukturę rafotwórczą, czyli koralowce budujące Wielką Rafę Koralową, a w dziesięciu innych wycinki tego unikatowego środowiska – na przykład środowiska morskie z pławikonikami czy antiasami. Samice pławikoników składają do toreb lęgowych samców ikrę i na ekspozycji możemy oglądać właśnie takie samce „w ciąży”. U igliczniokształtnych bowiem to zwyczajowo samiec przejmuje opiekę nad ikrą, która składana jest na jego brzuchu lub w specjalnej komorze lęgowej. W przypadku koników morskich wygląda to potem tak, jakby samiec rodził młode. Z kolei antiasy to niby zwykłe rybki, które de facto mają zdumiewający behawior. Zaledwie 10–20% spośród nich przychodzi na świat jako samce, podczas gdy reszta to samice. Po osiągnięciu dojrzałości płciowej samce tworzą haremy samic, o które bardzo dbają i często nawet za partnerki oddają swoje życie. Teoretycznie więc takie samice z haremu po stracie samca zostałyby skazane na brak możliwości przekazania swych genów.

Co się wówczas dzieje?

Największa z samic w haremie zmienia płeć. W ogóle w naszych zbiornikach staramy się kolekcjonować zwierzęta o niesamowitych zachowaniach i zdolnościach adaptacyjnych do środowiska, w którym żyją. Nie pokazujemy ryb po prostu dlatego, że są ładne i kolorowe, lecz po to, by uzmysłowić naszym gościom, iż wykształcone w toku ewolucji przystosowania do środowiska i predyspozycje do specyficznego sposobu życia mają swój głęboki sens i cel.          

Taką, jak rozumiem, funkcję spełnia również zbiornik z błazenkami żyjącymi w symbiozie z ukwiałami, który cieszy oczy zarówno dzieci, jak i dorosłych.

Koegzystencja błazenków z heteractisami rzeczywiście dobrze jest w tym zbiorniku pokazana. Nie jest to wcale takie oczywiste czy typowe, gdyż ukwiały z rodzaju Heteractis są drapieżnikami polującymi na różne zwierzęta. Ich czułki zawierają przecież komórki parzydełkowe, którymi są w stanie poparzyć i obezwładnić różne ofiary, by je potem pożreć. Błazenki jednak w toku ewolucji przystosowały się do bliskości z heteractisami. Od maleńkości, już jako narybek, ocierają się mianowicie o czułki tych ukwiałów, dzięki czemu heteractisy się do nich przyzwyczają i nawet zaczynają rozpoznawać rybki jako część swojego ciała.  

Nie każdy o tym wie, ale u błazenków też dochodzi do zmiany płci…

To druga ciekawostka związana z tymi rybami. U nich jednak, odwrotnie niż u antiasów, to samiec w trudnej sytuacji, kiedy zachodzi niemożność przedłużenia linii biologicznej, jest w stanie zmienić płeć i stać się samicą.

W kierowanej przez Ciebie placówce znajduje się chyba największa w Polsce kolekcja niewielkich gabarytowo rekinów.

W chwili obecnej mamy siedem gatunków, z czego dwa z sukcesami rozmnażamy. Zależy nam na tym, by mieć rekinki nietypowe, a do takich z pewnością należy zasiedlający strefę przydenną rekin rogaty (Heterodontus francisci), endemicznie występujący na Wielkiej Rafie Barierowej rekin marmurkowy (Atelomycterus macleayi), którego udało się nam rozmnożyć, czy osobliwie wyglądający i bardzo agresywny wobbegong, inaczej: łobegong (Orectolobus wardi). To nietypowy rekin dywanowy, który poluje z ukrycia – na wpół zagrzebany w piasku, przypominając do złudzenia fragment rafy, czatuje tak na przepływającą ofiarę, po czym ją znienacka atakuje. Oczywiście są u nas dość popularne rekiny bambusowe (Chiloscyllium punctatum) czy smukłe mustelusy. Wszystkie te rekiny są w sumie nieduże, gdyż ich maksymalna długość rzadko kiedy przekracza 80 cm.

Osobną niejako enklawę w Akwarium Gdyńskim stanowi „Amazonia”. To sala, w której stajemy oko w oko z różnymi biotopami tej fascynującej krainy. Do „Amazonii” zstępuje się po schodach i już wtedy gości dobiegają dziwne odgłosy…

Po pierwsze, te dziwne odgłosy generowane są przez wyładowania elektryczne. Słyszalne są na zewnątrz, dzięki hydrofonom zamieszczonym w zbiorniku ze strętwami (Electrophorus electricus), potocznie nazywanymi węgorzami elektrycznymi. A po drugie, gdy się schodzi do „Amazonii”, to z już daleka słychać szum wody i wodospad. I mimo że „Amazonia” nie jest naszą najnowszą inwestycją (powstała w 2007 roku), to w sensie jakości wyznacza kierunek, w którym chcemy w najbliższej przyszłości podążać.

W sali znajdziemy ryby pochodzące wyłącznie z tego wyjątkowego i nietypowego ekosystemu, a wystrój i aranżacje zbiorników zostały ściśle zainspirowane konkretnymi fragmentami amazońskiego środowiska. Ale w „Amazonii” eksponujemy nie tylko ryby występujące w królowej rzek, bo w zbiorniku z piraniami paku żyją dwie anakondy zielone (Eunectes murinus). To najcięższe węże świata. I choć nasze węże ważą na razie „zaledwie” 70–80 kilogramów, to już teraz pokazują, jaka w anakondach zielonych może drzemać siła. Z kolei w zbiorniku obok znajdują się dwie wspomniane już przeze mnie strętwy. Są one naprawdę duże i myślę, że w akwariach Europy trudno będzie znaleźć strętwy podobnej wielkości. Nasze osobniki wzajemnie się tolerują, choć generalnie ryby te są terytorialne i wiodą samotniczy tryb życia. W trakcie poszukiwania pokarmu i żerowania, jak też w ramach reakcji obronnej generują one impulsy elektryczne, słyszalne przez nas jako głośne trzaski i stuki. Gdy na przykład zostaniemy sami w sali, będzie cicho i nagle usłyszymy ten potężny hałas – wtedy naprawdę można się przestraszyć. Generowanie odgłosów nasila się zresztą przed porą karmienia, kiedy opiekun daje o sobie znać rybom, że jest na zapleczu. Strętwom towarzyszą w zbiorniku dzikie żyworódki, gupiki, które specjalnie sprowadziliśmy, a które dają sobie doskonale radę – nie tylko że nie są czułe na wyładowania elektryczne, ale jeszcze pełnią rolę służby sanitarnej, czyszcząc akwarium z resztek pokarmu.       

Pamiętam, że w zbiorniku zasiedlonym przez strętwy mieszkały kiedyś piranie czerwone.

Tak. Obecnie piranie czerwone (Pygocentrus nattereri) znajdują się w sali na drugim piętrze wraz z innymi zwierzętami tropikalnymi. Dokładnie teraz czekamy jednak na dostawę zbiornika o długości trzech i pół metra i pojemności  około 5000–6000 litrów, który do końca roku zainstalujemy w „Amazonii”, a który zasiedlą wyłącznie piranie czerwone.

Dodam, że na zwiedzających kolosalne wrażenie robi też zbiornik otwarty z płaszczkami rzecznymi (Potamotrygon motoro). Stadko płaszczek składa się z kilku samic i jednego samca. Mamy od nich cykliczne przychówki. Na początku robiliśmy im nawet USG, dzięki czemu dokładnie wiedzieliśmy, jak ułożone są młode płaszczki w ciele matki. A oprócz płaszczek w zbiorniku tym pływają duże pielęgnice – ryby terytorialne, opiekujące się potomstwem, pilnujące i swoich rewirów, i młodych, które na ekspozycji regularnie przychodzą na świat.

A czym karmicie swoich podopiecznych? Jaki jest na przykład szacunkowy udział mrożonych bezkręgowców i filetów rybnych w stosunku do pokarmów suchych?

Pokarmów suchych prawie wcale nie podajemy. Raptem w kilku zbiornikach stosujemy je jako dodatek do głównego menu, ale podstawą żywieniową naszych zwierząt są zróżnicowane filety rybne, a nawet nie filety, tylko rozkawałkowane czy rozdrobnione ryby.

Nie karmimy naszych zwierząt żywymi organizmami, wyłączywszy może narybek niektórych gatunków, którym serwujemy rozmaite bezkręgowce. Z kolei anakondom zielonym podajemy martwe króliki.

Gdybyśmy zajrzeli do kuchni czy wręcz lodówki akwarystycznej w Akwarium Gdyńskim, to moglibyśmy dojść do wniosku, że nasi podopieczni odżywiają się bardzo smacznie wyglądającymi owocami morza, które chętnie widzielibyśmy również na naszych stołach. Są to różne gatunki krewetek czy makrele, śledzie, szproty i stynki. Ale kluczem do sukcesu, oprócz właściwej i zbilansowanej diety, jest kontrola i baczna obserwacja, co i jak jedzą poszczególne ryby.           

Od 2005 roku Akwarium Gdyńskie ma status ogrodu zoologicznego. Co dzięki temu zyskaliście i co wciąż zyskujecie?

Przede wszystkim możliwość swobodnej wymiany zwierząt, która odbywa się pomiędzy ogrodami zoologicznymi – zarówno w Polsce, jak i w Europie. Na zmianie statusu zyskał też nasz wizerunek i samo funkcjonowanie Akwarium. Nawiasem mówiąc, pracuję tutaj od 2005 roku i moje rozumienie placówki jest następujące: Akwarium Gdyńskie powinno rozbudzać emocje i uczucia do zwierząt żyjących w wodzie. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie rozwijać świadomość ekologiczną – fajnie jest bowiem dbać o to, co znamy i lubimy, a nie chronić to, co jest anonimowe.

Podobnie myślę o edukacji: dużo łatwiej przyswoimy sobie przecież wiedzę na temat zwierzęcia, które widzimy, którego możemy dotknąć lub które nawet możemy samodzielnie zbadać.

Jaka jest w takim razie misja waszej placówki?  

Misją Akwarium Gdyńskiego, która wprost idealnie wpisuje się w cele i zasady funkcjonowania współczesnych ogrodów zoologicznych, jest budowanie świadomości ekologicznej. Misja ta skierowana jest przede wszystkim do młodzieży i do całych rodzin. Ale oczywiście z entuzjazmem witamy wszystkich gości w naszych progach.

Na oficjalnej stronie Akwarium Gdyńskiego można przeczytać, że zajmujecie się również budowaniem społeczności. Co to konkretnie oznacza? O jaką społeczność chodzi?

Chodzi właśnie o społeczność ludzi zatroskanych otaczającym nas światem. Nie jest przecież tak, że ryby zasiedlające różne akweny naszego globu pozostają w całkowitej izolacji i że drastyczna degradacja środowiska naturalnego w jednym zakątku kuli ziemskiej pozostaje bez wpływu na procesy zachodzące w innych rejonach.

Poprzez odpowiednią edukację dzieci od wieku przedszkolnego staramy się wzbudzić pozytywne emocje i szacunek dla środowiska naturalnego oraz wiedzę na jego temat. W ten sposób kreujemy wspólnotę czy społeczność młodych ludzi, którzy są świadomi i po prostu zakochani w tym, co żyje w wodzie.

Fotografie: Paweł Czapczyk      

Opublikowano drukiem

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button