Artykuły

Mój sposób na artemię

Karmienie zwierząt akwariowych

Jacek Ambrożkiewicz: Mój sposób na artemię

W hodowli gupika, a w zasadzie w hodowli każdej ryby, gwarancją sukcesu są cztery czynniki: jakość wody, odpowiednia temperatura, zagęszczenie obsady, a także prawidłowe karmienie. W poniższym artykule chciałbym pochylić się nad ostatnim z tych czynników, a nawet bardziej go zawęzić – skupię się mianowicie na jednym, z mojej perspektywy niezastąpionym, rodzaju pokarmu.

Podróżując po Europie i odwiedzając uznanych hodowców, wiele razy dyskutowałem z nimi o diecie naszych ryb. Na podstawie odbytych rozmów wysnułem dwa wnioski. Pierwszy wniosek: co hodowca, to metoda. Dlatego system żywienia trzeba opracować sobie samodzielnie. Drugi zaś wniosek jest nieco zaskakujący: wszystkie rozplanowane projekty żywieniowe okazują się mieć jedną wspólną cechę, a jest nią żywa, świeżo wykluta artemia, czyli kosmopolitycznie występujące w wodach słonych skorupiaki z rodzaju Artemia. Oczami wyobraźni widzę od razu sprzeciw hodowców, szczególnie tych starszej daty. Przecież kiedyś chodziło się z siatką nad staw łowić tak zwany plankton (głównie wioślarki i widłonogi). Rzeczywiście trzymane na takim pokarmie ryby rosną niesamowicie, ale istnieje dość spore ryzyko zainfekowania ich patogenami.

Co więcej, w swojej okolicy nie znalazłem stawów i innych akwenów, które mogłyby nadać się do połowów planktonu. Finalnym argumentem przeciw jest zaś moje własne lenistwo – w artemię zaopatruję się przecież co kilka miesięcy oraz wylęgam ją „na hodowli”, a zatem mam ją zawsze pod ręką.

CAŁY ARTYKUŁ W PLIKU PDF LUB W NUMERZE MAGAZYNU AKWARIUM

MOŻE CIĘ RÓWNIEŻ ZAINTERESOWAĆ…

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button