Artykuły

Odrarium, ale po co?

Akwarium publiczne

Marian Bandzarzewski: Odrarium, ale po co?

Całkiem niedawno Olga Tokarczuk odebrała Nagrodę Nobla. Pomyślałem sobie: „Może i ja coś napiszę”. Nie, żeby chcieć wielkich nagród, ale zasłużę sobie chociaż na uścisk dłoni redaktora naczelnego Magazynu Akwarium…

Temat Odrarium rozpoczął się wiosną 2011 roku, gdy spotkałem Prezesa naszego ZOO – Radosława Ratajszczaka. Było to w trakcie codziennego obchodu, przy dużych plastikowych zbiornikach, w których eksponowaliśmy niektóre gatunki naszych krajowych ryb. Ponieważ ekspozycja, delikatnie mówiąc, nie była zbyt interesująca – zaproponowałem kilka drobnych zmian, ujawniając pomysły, które mogłyby ją uatrakcyjnić. Ale w Prezesie nie wywołało to jakichś szczególnych emocji i prawie bez komentarza oddalił się. Zdziwiło mnie to trochę, gdyż na temat modernizacji zawsze chętnie się wypowiadał. „No trudno – pomyślałem – na pewno użyłem nie za dobrych argumentów”.

Jednak następnego dnia poinformował mnie, że nie modernizujemy zbiorników, lecz budujemy Odrarium. Dyplomatycznie odpowiedziałem, że to świetna wiadomość, ale – prawdę powiedziawszy – nie za bardzo wiedziałem, o co może chodzi.

I tak to się zaczęło. Gdy Prezes uporał się z bardzo poważnym problemem zdobycia funduszy, mogliśmy przystąpić do etapu pisania założeń do projektu. Trudność polegała na tym, że żaden z europejskich ogrodów zoologicznych nie posiadał tego typu ekspozycji, nie było przedsięwzięcia, na którym moglibyśmy się wzorować. Byliśmy pionierami i przecieraliśmy szlaki… Ale jakoś daliśmy sobie radę: projektanci zwizualizowali kilka pomysłów – z czego ostatecznie wybraliśmy projekt najbardziej nam pasujący. I powiem, że finalna wizualizacja wyglądała bardzo obiecująco. Cztery duże zbiorniki: Górna Odra, Starorzecze, Odra Środkowa oraz rejon Zatoki Szczecińskiej – to w nich mieliśmy nadziej eksponować charakterystyczne gatunki ryb żyjących w odpowiadających im środowiskach naturalnych.

„Powinno być dobrze” – pomyślałem i przez kolejne miesiące żywiłem się taką nadzieją.

Od projektu do realizacji

W październiku 2013 roku rozpoczęła się budowa. I to jest w zasadzie temat na oddzielne opracowanie, niekoniecznie nadające się do druku ze względu na cisnącą się na usta dużą liczbę słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Tak czy owak, przebrnęliśmy przez etap wykopów, wylewania konstrukcji betonowych, wstawiania szyb oraz „czas horroru”, sprowadzający się do dopasowywania profilowanych akryli do ścian zbiorników. Każdy zbiornik został tak zaaranżowany, żeby zwiedzający mogli wyrobić sobie pogląd, w jakim środowisku naturalnym żyją eksponowane gatunki. Do Starorzecza daliśmy kilka wielowiekowych kłód „czarnego dębu”, które zostały wykopane w trakcie budowy Afrykarium. I gdy już wydawało się, że budowa jest skończona (po wlaniu wody do zbiorników), okazało się, iż powstają wycieki – i dlatego trzeba było w niektórych akwenach spuszczać wodę i je uszczelniać. I tak dwa razy. Ostatecznie budowa Odrarium została zakończona w czerwcu 2014 roku.

Oczom naszym ukazały się cztery zbiorniki. Po pierwsze, Górna Odra – o powierzchni lustra wody rzędu 46 m2 i objętości 72 m3 – która miała imitować fragment strumienia. Po drugie, Starorzecze o powierzchni lustra wody 59 m2 i objętości całkowitej 95m3. Po trzecie, Odra Środkowa o powierzchni 53 m2 i objętości 89 m3. I wreszcie po czwarte, Odra Dolna o powierzchni 59 m2 i objętości 60 m3. Całość robiła wrażenie i do kategorii małych obiektów z pewnością nie należała. Otoczenie Odrarium postanowiliśmy obsadzić roślinami, które są typowe dla konkretnych odcinków rzeki. Co ciekawe, największe problemy były ze skutecznym zasadzeniem roślin, które są potocznie uważane za uporczywe chwasty – taki na przykład łopian czy oset. Jak się chce, to nie rosną…

Mieszkańcy Odrarium

Gdy już woda nam się odstała i dojrzała, przyszedł czas na wpuszczanie ryb. Plan był taki: Górna Odra zostanie zarybiona pstrągami, lipieniami, miętusami, świnkami i brzanami. Starorzecze będą zamieszkiwać gatunki osiągające duże rozmiary – takie, które nie powinni siebie nawzajem zjeść – karpie, sumy (duży sum to notabene ulubiona ryba prawników), sandacze, szczupaki, bolenie, wyrośnięte okonie i leszcze. W Odrze Środkowej pojawią się natomiast mniejsze gatunki i, przynajmniej w części, ławicowe, a więc – płoć, wzdręga, ukleja, słonecznica, różanka, kleń, rozpiór, karaś. I wreszcie Odra Dolna, gdzie jest woda lekko zasolona (ok 1,03) to królestwo takich gatunków, jak: sieja, certa, babki, stornia, jesiotr ostronosy, ciosa. Większość pospolitych taksonów otrzymaliśmy od Ośrodka Zarybieniowego PZW w Szczodrem. Kierownik tej placówki, Mariusz Kleszcz, znakomity fachowiec, głęboko wierzący w konieczność propagowania wiedzy o naszych krajowych gatunkach ryb, bardzo nam sprzyjał, pomagał i służył radą zawsze, gdy tylko się o do niego z jakimś pytaniem czy problemem zwróciliśmy.

Generalnie wszystkie ryby wpuszczone przeżyły i pływają do dnia dzisiejszego. Jednak mieliśmy niestety przypadki, gdy nam się to nie udało. Lipień, wpuszczony do Odry Górnej, przez długi czas cieszył oczy. Wspaniała, pięknie wyglądająca ryba, z majestatyczną płetwą grzbietową. Prezentował się bardzo okazale. Ale w międzyczasie podrosły pstrągi, osiągając rozmiary wzbudzające szacunek u wędkarzy. I zaczęło lipieni… ubywać. Następnego podejścia już nie robiliśmy. Drugim gatunkiem, z którym mieliśmy „przejściowe problemy”, okazała się ciosa. Bardzo interesujący gatunek, chroniony, nigdzie nieeksponowany. Posiadająca „górny” otwór gębowy, osiągająca dość spore rozmiary (do 60 cm długości), imponująca długimi płetwami piersiowymi. Takie – można powiedzieć – skrzyżowanie arowany z rybą latającą. Bardzo chcieliśmy ją mieć. Jedynym miejscem w Polsce, gdzie można odławiać ten gatunek, jest Zalew Wiślany. Udało nam się nawiązać kontakt z zawodowym rybakiem z Fromborka, który obiecał nam ciosę odłowić. Pojechaliśmy i kupiliśmy 25 sztuk. Transport wszystkie ryby przeżyły. Po przyjeździe, przez dłuższy czas, przystosowywaliśmy je do zasolenia, które cechuje wody naszej Odry Dolnej. A potem wpuściliśmy całą gromadkę do zbiornika ekspozycyjnego. Ciosy wyglądały olśniewająco – duże, pływające w całej toni. Stan ten utrzymywał się przez dwa tygodnie. Potem pojawiły się pierwsze niepokojące symptomy. Na każdym osobniku uwidoczniła się silna pleśniawka i ryby zdychały. Dlaczego? Początkowo nie wiedzieliśmy. Jak już wspomniałem, byliśmy pierwszymi, którzy zdecydowali się na ekspozycję tego gatunku. Część doświadczenia zdobywaliśmy, używając terminu wojskowego, „poprzez rozpoznanie walką”. Szukając przyczyny rybich śnięć, dowiedzieliśmy się, że ciosa, ukleja i śledź – będące rybami o bardzo drobnych łuskach – są szalenie wrażliwe na ich utratę: to znaczy w miejscach pozbawionych łusek pojawiają się u nich stany zapalne. I każda ryba odłowiona siecią lub podobną metodą nadaje się, owszem, do konsumpcji, ale do ekspozycji już nie. Nam jednak zależało, żeby ten gatunek był w naszej kolekcji. Skoro dorosłych nie można bezpiecznie pozyskać, to może spróbować młode? I tu – w relacjonowanej przeze mnie – historii – pojawia się postać znakomitego fachowca, człowieka orkiestry – przynajmniej w dziedzinie rozrodu rozmaitych gatunków ryb, profesora Romana Kujawy z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. On to rozmnożył i ciosę, i ukleję, a następnie udostępnił nam narybek tych szczerze interesujących nas gatunków. Profesor Kujawa, niesłychanie przychylny idei tego typu ekspozycji, często wspomagał nas swoją ogromną wiedzą i doświadczeniem.

Otrzymane od niego ryby umieściliśmy w zbiornikach na zapleczu, gdzie osiągnęły wymiary odpowiednie do ich eksponowania szerszej publiczności. A potem, stosując prawie bezkontaktową metodę odłowu, przenieśliśmy je na ekspozycję.  Jakie Odrarium jest, każdy może dziś zobaczyć.

*

Moim zdaniem, uzyskany efekt wart był wysiłków pokonywania trudności i rozwiązywania problemów. Dzięki zaangażowaniu Prezesa oraz wielu innych pracowników Zoo Wrocław, oddaliśmy do użytku publicznego obiekt, w którym zwiedzający mają możliwość poznania czterech różnorodnych biotopów z typowymi dla nich gatunkami. Mogą zaobserwować naturalne zachowanie ryb, zależności i relacje, jakie zachodzą pomiędzy nimi i po prostu „wejść w ich dzień codzienny”. No i, bagatela, naocznie poznać ryby żyjące w Odrze. Czy ktoś słyszał o rozpiórze albo wie jak rozpiór wygląda? U nas można go zobaczyć.

Dochodzą do nas głosy, że ekspozycja bardzo się podoba, a po frekwencje widzimy, że cieszy się ogromną popularnością. Często możemy usłyszeć, jak rodzic, pokazując dziecku palcem któregoś z naszych wyrośniętych, medalowych okazów, mówi: „Popatrz, tatuś złowił taką rybę”. I czasami dodaje: „Tylko ryba tatusia była znacznie większa”.

I właśnie Odrarium jest również po to.

PS W chwili obecnej obok Odrarium możemy napawać swoje oczy widokiem wydr baraszkujących w basenach, na nowo wybudowanych wybiegach.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź również
Close
Back to top button