Rozmowa Damiana Maliszewskiego i Mariusza Szczygła
Damian Maliszewski:
Pamiętasz kiedy zakochałeś się w akwarystyce?
Mariusz Szczygieł:
To był rok 1978, miałem dwanaście lat. Pierwsze akwarium widziałem w zakładzie fryzjerskim, niedaleko mojego domu w Złotoryi, takie malutkie. Nie pamiętam jakie ryby tam pływały, ale kupiłem sobie wtedy książkę Henryka Lisieckiego „Hodowanie rybek” z serii „Mój konik” i ja tę książkę znałem na pamięć. Wszystko wiedziałem o rybkach. Tam głównie omówione były gupiki i mieczyki. Gdzieś mi zginęła i jak się zaczęła pandemia, miałem więcej czasu na zanurzenie się w przeszłości, to sobie o niej przypomniałem i znalazłem egzemplarz na Allegro.
Ale w dzieciństwie akwarium nie miałeś…
Słuchaj, kowal, który miał kuźnię w Złotoryi, zrobił mi ramy do akwarium. Wymyślili to z moim tatą. Później należało u szklarza zamówić szyby, kupić kit i to dokończyć, ale niestety nikt nie dokończył, więc to było takie moje niespełnione marzenie z dzieciństwa. Zawsze mi się wydawało, że akwarium jest jakimś magicznym światem. A Ty pamiętasz swój moment zakochania?
Tak, byłem w czwartej klasie szkoły podstawowej. U mojego kolegi Romana w kuchni na lodówce stał pięciolitrowy słoik po kiszonych ogórkach, trzymał w nim gupiki. Pamiętam przepięknego samca z rdzawym, weloniastym ogonem. Boże, jakie miałem wtedy ciarki na ciele i jak temu Romkowi zazdrościłem, że ma to „akwarium”. Nie było sprzętu akwarystycznego, który jest dostępny teraz, więc Romek wodę podgrzewał zanurzoną w wodzie 15-watową żarówką.
Cooooo?! Kabel podpięty do prądu i żarówka w wodzie?
No tak. Bywało, że ta lampka do wody wpadała i było po rybach. W pakiecie oczywiście wysadzone korki, ale w latach 80. i 90. kogo było stać na grzałki? Właśnie sobie przypomniałem, że i mój tata zrobił mi taką metalową ramę do akwarium. Pracował na kopalni, miał tam kolegów spawaczy. Moje akwarium dokończył, miało 40 litrów. Szyby wziął z jakichś starych okien, tylko kit w kilku miejscach puszczał, przeciekało, więc trzymałem w tym akwarium chomika. Bardzo mnie to wzrusza, bo dopiero teraz do mnie dotarło, że w tym moim niełatwym dzieciństwie, i przemocy, jakiej ze strony taty doświadczyłem, tak okazał mi miłość. Zespawanie takiego akwarium dziesięcioletniemu synowi musi przecież wynikać z miłości.
Czyli ryb w dzieciństwie też nie miałeś?
No jak nie? A skąd wiem wszystko, czego cię nauczyłem? Oczywiście, że miałem. Najpierw rybki chodziłem oglądać do sklepu zoologicznego w mojej dzielnicy w Rybniku – Boguszowicach. Prowadziło go starsze małżeństwo. Z tego co pamiętam, nie byli zbyt rozmowni, ale nie wyganiali mnie ze sklepu, a to dla takiego dzieciaka jest najważniejsze, żeby mogło patrzeć. Akwarystyka była wtedy w Polsce bardzo popularna. W centrum miasta były chyba ze cztery sklepy z rybami. Jeździłem do sklepów i godzinami na te ryby patrzyłem. Zawsze miałem dreszcze na ciele. Ryby śniły mi się po nocach. Później już w końcu mama dała mi pieniądze na 28-litrowe akwarium i tak się zaczęło. Najpierw gupiki, mieczyki, molinezje, później prętniki. Z czasem kupiłem większy zbiornik i trzymałem w nim sześć ogromnych gurami. W połowie lat 90. mama sprezentowała mi książkę Briana Warda: „Egzotyczne ryby w akwarium”, którą mam do dzisiaj. Muszę ci też powiedzieć, że w roślinną akwarystykę jakoś mnie nie ciągnęło.
Dlaczego?
Może dlatego, że jako nastolatek wędkowałem, więc ten kontakt z naturą, roślinnością miałem codziennie nad stawem. W domu szukałem czegoś egzotycznego, kolorowego. I jak miałem dziewiętnaście lat, sprawiłem sobie zbiornik z pielęgnicami z afrykańskich jezior Malawi i Tanganika i, jak wiesz, do dziś pyszczaki kocham najbardziej, choć odkąd ci pomagam przy roślinniaku, nie wyobrażam sobie, żebym w przyszłości nie miał swojego, minimum 700-litrowego, roślinnego zbiornika z rybami żyworodnymi. Po tylu błędach, jakie obaj popełniliśmy, dziś wiemy, jak takie akwarium utrzymać w zdrowiu i czystości. A właśnie! Może powiedzmy, czego się nauczyliśmy, bo przecież zanim akwarium się ustabilizowało, kupowaliśmy niepotrzebne środki i ciągle coś się złego w zbiorniku działo. Akwaryści nieustannie o te podstawy w grupach akwarystycznych pytają.
Nie mam śmiałości radzić, bo wszystko wiem od ciebie. Jaki mam filtr?
Wiedziałem, że tak zrobisz i się wymigasz! (śmiech). Masz dobry filtr zewnętrzny – Oase Biomaster Thermo 600, ale akwaryści chwalą też Eheim Professionel, Aquael Filtr Hypermax i kilka innych. Na rynku bez przerwy pojawia się coś nowego. Biomaster czasami się zapowietrza.
Jaki on jest wtedy głośny! Co w nim mam?
Media filtracyjne mechaniczne i biologiczne, plus – bardzo ważne! – węgiel aktywny, Purigen z Seachem’a i wata akwarystyczna, bo dzięki temu masz wreszcie krystalicznie czystą wodę. Dwa lata była mętna!
Nie miałem świadomości, że jest mętna. Nagle się okazało, że woda może być zupełnie przezroczysta.
Oczywiście CO2 z butli, bo rośliny by umarły, plus codziennie wlewasz Carbo w płynie, na glony. I tutaj nie ma zamiennika, że można stosować Carbo w płynie, zamiast CO2 z butli. Carbo nie jest dwutlenkiem węgla, jak wiele sklepów reklamuje i okłamuje akwarystów. To aldehyd, który po prostu wyżera glony, więc z dawkowaniem trzeba uważać, żeby nie popalić roślin. No, ale może jednak powiedz coś od siebie, przecież coś przy tym akwarium robisz i sporo wiesz…
Raz w tygodniu wlewam nawozy mikro i makro, a żeby nie wróciła żadna plaga ospy albo pasożytów, od czasu do czasu profilaktycznie wlewam trochę zieleni malachitowej i Capisol z Zooleka i tyle. Wszystko się ustabilizowało. Ale żeby do tego dojść, musieliśmy przejść wszystkie plagi akwarystyczne i wydać sporo pieniędzy.
Nie wspomniałeś o oświetleniu! Ponad dwa lata rośliny padały, a czerwone to już w ogóle i nie wiedzieliśmy dlaczego. Dopiero teraz po zakupie dwóch lamp Skylight Intense 80 wszystko rośnie jak szalone. Niestety lampy nietanie i z niezbyt dobrze pomyślaną instrukcją i aplikacją.
I przekłamują czerwień. Pomarańczowe ryby w tym świetle wyglądają na neonowo czerwone. Nie mogę się przyzwyczaić.
Ale one właśnie tak zostały zaprojektowane, rośliny potrzebują tej czerwieni. Dzięki temu masz dżunglę w akwarium. Powiedz mi lepiej, czy tęsknisz za proporczykowcem, z którym się zaprzyjaźniłeś?
Czasami o nim myślę. Zawsze reagował na moją rękę. Wpływał mi na dłoń, a jak wkładałem palec, to przez niego przeskakiwał. I to było niezwykłe. Robił to regularnie, jakby miał ochotę na zabawę. Nawet mam to gdzieś nagrane. To była jedyna ryba, która tak reagowała. Żył w jednym miejscu, w lewym rogu akwarium, tuż pod taflą, zawsze ukryty w roślinach. Wokół krążyła jego żona, która żyje do dzisiaj, on już niestety umarł.
Myślisz, że taki proporczykowiec sobie coś myślał? Że świadomie co wieczór czekał, aż przyjdziesz się z nim pobawić?
Nie wiem, może ryby myślą, ja się na tym nie znam, natomiast proporczykowiec od innych ryb różnił się tym, że wszystkie traktują moją rękę jak bar, myślą, że dostaną pokarm. On nie szukał pokarmu, szukał zabawy. Gdybym pisał o tym opowiadanie, napisałbym, że szukał czułości.
Pytam cię o niego, bo pamiętam, że zawsze mówiło się, że ryby są głupie, że nie myślą, i nie wiem, czy ci opowiadałem, ale kilka lat temu hodowałem pielęgnice pawiookie, później wielobarwne w 700-litrowym akwarium i gdy się tylko zbliżałem do akwarium, podpływały żeby poocierać się o moją dłoń. Taka wymiana czułości trwała nawet kilkanaście minut. W ogóle nie chodziło o pokarm, a o tę czułość, zabawę. Podejrzewam, że gdyby ta ryba mogła oddychać poza wodą, dałaby się człowiekowi przytulić.
Nie można mierzyć ryby ludzką miarą. Dlatego nigdy nie powiedziałbym o rybie, że jest głupia. Ryby są ciekawskie bardzo. Cokolwiek wsadzę do akwarium, od razu się tym interesują i tu na przykład niczym się nie różnią od mojego kota. Afonia też jest ciekawska. Gdy u mnie zamieszkała, miała między trzy a sześć lat. Tak powiedział wtedy weterynarz. U mnie jest jedenaście, więc jest staruszką, ale jestem pewien, że akwarium właśnie przedłuża jej życie. O niej też nie powiem przecież, że jest głupia, gdy codziennie próbuje łapać łapką ryby przez szybę.
Jak to nie jest? (śmiech). Powinna wiedzieć, że przez szybę się nie da.
Ja ci to porównam do tego, że mężczyzna łowca przecież też ma świadomość, że nie zdobędzie każdej kobiety, a jednak próbuje, wciąż mu się wydaje, że zdobędzie. Ludzie, którzy zawiedli się w miłości, też często nadal próbują, szukają i są w tym niepoprawnymi optymistami, i Afonia ma tak samo z rybami. Nie jest głupia, jest niepoprawną optymistką. Jest w tym coś pięknego, bo ona nie ustaje w usiłowaniach.
Pamiętasz zdanie, które wypowiedziałeś zaraz po tym, jak uruchomiliśmy akwarium, wpuściliśmy ryby, a Afonia siedziała zahipnotyzowana przed akwarium?
Powiedziałem, że od teraz Afonia będzie miała swoje życie duchowe. Jak akwarium zobaczyła, tak do dzisiaj się nie może od tych ryb oderwać. To jest jej serial codzienny. Moja mama ma swój turecki, Afonia ma serial z Ameryki Południowej, Afryki i Azji.
To życie Afonii, a jak zmieniło się twoje życie duchowe dzięki akwarium?
Mam sporo przemyśleń. Wiesz dlaczego kocham akwarium i koty? Bo oddalają mnie od śmierci. Kiedy widzę rybkę lub kota, dziecinnieję. A jak się jest dzieckiem, to ma się daleko do śmierci. Patrząc na te rybki, czuję radość istnienia. Radość, że istnieją one i że istnieję ja. Jestem z tych, którzy nie muszą donikąd jechać, mogę nie ruszyć się ani na krok, żeby przeżyć to, co inni muszą przeżyć gdzie indziej, gdzieś dalej.
„Ten, którego się szuka, najczęściej mieszka obok” – to cytat z „Próz utajonych” Kafki.
Dobrze to słyszeć, bo to znaczy, że z akwarystyki nie zrezygnujesz i mam nadzieję, że namówię cię na drugie, większe akwarium.
Pokokietuję tę myśl. Jeszcze a propos różnych filozoficznych rozważań, zawsze coś zbierałem: widokówki, obrazki trójwymiarowe, płyty gramofonowe, kompaktowe, książki, albumy o sztuce, wreszcie: malarstwo. Trudno wręcz mi stwierdzić, co należy do głównego nurtu mojego życia, a co jest jego dodatkiem, upiększeniem. Rok temu, pewnego wieczoru raz jeszcze przeczytałem w całości książkę Hanny Krall „Smutek ryb”, którą wydaliśmy w naszym Wydawnictwie Dowody, i którą gorąco wszystkim tutaj polecam. Obserwuję kolację moich domowniczek i czytam w „Smutku ryb”, że nie ma człowieka bez ryby, ale ryba bez człowieka – jak najbardziej, że w historii ryby spotkanie z człowiekiem jest epizodem niezbyt długim. Patrzę sobie na te nasze przodkinie, bogate w metafory, których są źródłem i sprawdzam, co mądrzy ludzie mają Krall o smutku ryb do powiedzenia.
No i co mają?
Z książki wiem, że po grecku „ryba” brzmi „ichtys”. Każda litera tego słowa odpowiada pierwszym literom pięciu greckich słów, które znaczą: Jezus Chrystus Syn Boga Zbawiciel. Zauważywszy tę zbieżność, chrześcijanie uznali, że w rybie, w dźwięku słowa, i w stworzeniu zawarta jest tajemnica ich wiary. I wyobrażali sobie Chrystusa jako wielką rybę, apostołów jako rybaków, siebie jako małe ryby pływające w wodzie. I to jeszcze przed odkryciem ewolucji! A przecież dziś wiemy, że ryba jest matką człowieka, jak sam jakiś czas temu syntetycznie stwierdziłeś. I to jest chyba najważniejsza myśl, bo od kiedy mam akwarium i obserwuję te ryby, za każdym razem myślę o tym, że jesteśmy z ryb.
Czyli nie z prochu powstałeś…
Z wody! Patrzę na nie i mówię sobie: nie zapominaj, że to jesteś ty przed 370 milionami lat. Człowiek i inne kręgowce wyewoluowały z ryb. Na ląd zaczęły wychodzić pierwsze prymitywne czworonogi – ryby, które zmieniły płetwy na kończyny i były w stanie oddychać powietrzem atmosferycznym. Może to trochę sztubacka refleksja, ale kiedy obserwuję poczynania ludzi, którzy rujnują planetę, zanieczyszczają powietrze, jakim ryby nauczyły się oddychać, napadają na sąsiadów i ujawniają wszelkie prymitywne instynkty, to mnie nachodzi myśl: A na ch** było ewoluować?
Ciekawe, czy ten gen autodestrukcji był już w rybach i to one od początku istnienia dążyły do samozagłady, czy pojawił się w człowieku w czasie ewolucji i to człowiek postanowił zniszczyć ryby, człowiek niszczący rafy, a finalnie siebie razem z planetą.
A co z twoim życiem duchowym?
Ja ci pokazywałem filmiki z mojego nurkowania z maską w Hiszpanii, jak ryby podglądam na skałkach? Co roku nagrywam nowy.
Tak, pokazywałeś. Już mi się kilka razy zdarzyło pomyśleć, że chciałbym się na godzinę zamienić z taką rybą i poznać moje akwarium od środka.
Ale to nie to samo. Myślę, że do źródła życia można zbliżyć się dopiero tam pod wodą, pływając razem z rybami w morzu, oceanie. Żadne akwarium tego nie zagwarantuje, bo choćby nie wiem jak ogromne było, szyba oddziela od siebie dwa światy, świat wody i powietrza. Dopiero pod wodą stajesz się częścią istnienia, bo jak sam zauważyłeś, pochodzimy z wody. Poza tym woda w jeziorze, morzu, oceanie, jest trochę jak łono matki. Może dlatego tak kocham wannę? Sam kiedyś mi powiedziałeś, że wanna zastępuje mi łono, bo w łonie czułem się bezpiecznie.
Bez wody bezpiecznie się nie czujesz?
Odczuwam jakiś brak. Może w poprzednim wcieleniu byłem rybą? Marzę o spokoju i małym domku z widokiem na turkusowe morze, najlepiej w Hiszpanii…
…a w życiu! Za gorąco!…
…w tym domku chciałbym mieć minimum cztery duże akwaria. Jedno roślinne – wielogatunkowe, drugie z dużymi pielęgnicami, na przykład wielobarwnymi, trzecie z Malawi i Tanganiką, a czwarte z piraniami i nie pytaj mnie dlaczego piranie, bo sam nie wiem. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. A! byłbym zapomniał o kwiatach doniczkowych, ogródku i psie. Więc wygląda na to, że te ryby, oczywiście poza tobą i moimi bliskimi, nadają jakiś sens mojemu życiu. Wygrywają z muzyką i pisaniem, bo swoją starość widzę otoczony przyrodą. Ty mógłbyś w tym domu siedzieć na tarasie i pisać książki.
Nie znoszę kwiatów doniczkowych! Irytują mnie i działają jak płachta na byka. Chociaż jako dziecko uprawiałem bardzo duży, piękny bluszcz. Miałem bluszcz prawie na całą ścianę mojego pokoju w Złotoryi, ale potem mi przeszło, natomiast od kiedy zainteresowałem się sztuką, zacząłem zbierać obrazy, uznałem, że rośliny by tym obrazom przeszkadzały, odbierałyby urodę sztuce, w związku z tym wolę roślin nie mieć. Akwarium to jedyna forma posiadania i hodowania roślin w mieszkaniu dla mnie dopuszczalna. Uwielbiam rośliny akwariowe, ponieważ one są w klatce, nie mogą wyjść poza nią.
Niektóre próbują. Przyniosłem ci ostatnio echinodorusa i już jest nad taflą wody.
No tak, ale się go wtedy przycina. Nie znoszę pracy w ziemi, brzydzę się ziemią. Moje dłonie upaprane ziemią, to jak dłonie upaprane kałem. Nie znoszę, po prostu nie znoszę i nic na to nie poradzę.
Ja tego nie rozumiem, bo kocham grzebać w ziemi. Od dziecka uprawiałem ogródek, od lat hoduję rośliny. Mówisz, że nie znosisz ziemi, ale podłoże kupiliśmy aktywne, Aqua Soli Amazonia, a to nic innego jak glina z Amazonki i w tym grzebiesz, sadzisz rośliny, sprzątasz dno.
Ale robię to w wodzie!
Jaka różnica?!
Woda mi dłonie od razu oczyszcza. Nie czuję się brudny i w wodzie uwielbiam to robić. To psychologicznie jest ciekawe, musiałbym to z psychoanalitykiem przeanalizować. Może chodzi o to, że takie grzebanie w ziemi byłoby zbyt dosłowną formą zbliżenia się z przyrodą, a ja w ogóle za przyrodą nie przepadam. Gdybym miał do wyboru mieszkać w jakimś domu na odludziu czy takim nad brzegiem morza, o jakim ty marzysz, a na przykład w apartamencie w Nowym Jorku, oczywiście wybrałbym Nowy Jork. Akwarium to jedyna forma przyrody, którą akceptuję. Jestem już w takim wieku, że nie muszę wychodzić nigdzie wieczorami w sobotę, więc to jest coś fantastycznego, kiedy mogę przycinać te rośliny, podmieniać wodę w akwarium i słuchać w tym czasie jazzu. To jeden z najwspanialszych momentów mojego życia.
A co jeśli będziemy się chcieli razem zestarzeć? (śmiech) Ty jesteś singlem, ja jestem singlem, to jak pogodzimy wtedy ten Nowy Jork z domkiem nad brzegiem morza? W Nowym Jorku wytrzymam rok, ale mam już dosyć miast. Poza tym w ubiegłym roku zrobiłeś wielką awanturę panom, którzy za mocno przycięli forsycje za twoim oknem i jeszcze większą za to, że wycięli drzewo. Kazałeś posadzić nowe. A gdy ci zaproponowałem, że posadzę tam róże na pniu i forsycje wykopię, powiedziałeś, że nie ma takiej możliwości, bo są piękne, więc może jednak kochasz tę przyrodę?
Lubię zieleń, ale w mieście!
Czyli ty chcesz mieć kontrolę nad przyrodą. W mieście jesteś w stanie panować nad przyrodą, w mieszkaniu jesteś w stanie panować nad akwarium, w lesie i nad morzem to przyroda panowałaby nad tobą. A ja się właśnie temu panowaniu kłaniam, poddaję. Gdy pływam w morzu, wiem, że może mnie to morze zabrać. W pełni czuję się częścią natury.
Ja to się czuję częścią literatury (śmiech).Moja przyroda zamknięta jest w wymiarach 166 x 25 x 35 cm.
Ale to akwarium przejęło nad tobą kontrolę! Tobie się tylko wydaje, że jest odwrotnie. Zobacz, że te ryby nic nie robią, po prostu są, to ty o nie dbasz, ty wydajesz na nie pieniądze. One mają nad tobą władzę.
Tylko że to ja zdecydowałem o tym, oddałem im te władzę.
No to co powiesz obrońcom natury, którzy twierdzą, że trzymacie ptaków w klatkach albo ryb w akwarium jest niehumanitarne?
Z ptakami mam kłopot. Nie trzymałbym ptaka w klatce.
A ryby?
Mniejszy, nie wiem dlaczego. Może dlatego, że to pragnienie posiadania akwarium w dzieciństwie było tak silne, że do dziś nie jestem w stanie przyjąć nawet racjonalnych argumentów przeciwników akwarystyki, które to argumenty są poważne i bardzo sensowne. Tak bardzo chciałem mieć akwarium w młodości. Ale skoro mówisz, że nie masz potrzeby panowania nad przyrodą, dlaczego masz akwarium?
Z tego samego powodu, co ty. Ryby pobudzają mnie do życia, nadały mu sens. Ja zapewniając im pożywienie i dobre warunki, to życie im przedłużam, one dały mi w życiu cel. W rzece zostałyby zjedzone przez większe ryby, albo ptaki. Zresztą te, które są hodowane w akwariach, urodziły się w tych akwariach i nie poradziłyby sobie w środowisku naturalnym. Poza tym zobacz ile dobra z tego wynika, Ty masz życie duchowe, Afonia ma życie duchowe i ja mam życie duchowe. Ryb nic nie terroryzuje w wodzie. Jesteśmy częścią przyrody, więc powinniśmy z nią współistnieć. Tylko ty chcesz żeby zieleń, akwarium, przyroda były dodatkiem do twojego życia, ja chcę być dodatkiem do przyrody.
A ptaka trzymałbyś w klatce?
Klatka jako idea mnie przytłacza. Może akwarium mniej, bo nie ma drutów i bardziej przypomina dom ze ścianami z szyb?
Ciekawe, co o trzymaniu ryb w akwarium powiedziałaby akwarystka.
Kobieta? Myślisz, że odpowiedziałaby inaczej niż mężczyzna?
Nie wiem, ale to mężczyźni są akwarystami. Akwarystek na szczęście jest coraz więcej, ale wciąż niewiele. Zobacz nawet w grupach akwarystycznych administratorami są mężczyźni, członkami głównie mężczyźni. Kobiet jest mało.
I może dlatego, że nie ma kobiet, faceci ciągle się w tych grupach ze sobą kłócą. Naparzają jak koguty.
Dlaczego się kłócą?
Nie mam pojęcia. Dogryzają sobie, czepiają o wystrój akwarium, o to, że niedoświadczony akwarysta nie podał parametrów wody. Grupy na Facebooku, to jakieś epicentrum frustracji. Strach o cokolwiek zapytać. Dobrze, że jest Rafał Kiszło, który prowadzi „Polski klub miłośników mieczyków Hellera i fanów ryb żyworodnych”, tam też są głównie mężczyźni, ale jest względny spokój.
No widzisz, ale też głównie mężczyźni…
Może dlatego, bo dbanie o akwarium, to jedna z niewielu form okazywania czułości, jakiej się mężczyźni nie wstydzą? Mężczyzna wpatrujący się przez kilka godzin w akwarium nie wydaje się niemęski. Nawet nabiera tej męskości, pielęgnując akwarium, bo wykonuje pracę fizyczną, ma pasję. Gdyby ten sam mężczyzna przez kilka godzin był czuły dla kobiety, głaskał ją, patrzył jej w oczy, albo wpatrywał się w niebo i zachwycał zachodem słońca, być może uznałby sam przed sobą, że jest zbyt delikatny? Zbyt wrażliwy? Akwarium pozwala mężczyznom wzruszać się na legalu. Do kwiaciarni mężczyzna przecież nie pójdzie i nie będzie się gapił na doniczki. Nie będzie wzdychał z zachwytem do roślin, bo mu wpajano od dziecka, że ma być twardy, że „chłopaki nie płaczą”. Patrząc na akwarium może się wzruszyć, bo się przyjęło, że to męska pasja, więc wstydu nie ma. Taką mam teorię, że tu o czułość chodzi. Ale nie ma akwarystyki bez kobiet! (śmiech) Zawsze akwaryści mieli żony i z tymi żonami negocjowali posiadanie kolejnego akwarium, więc to one podejmują decyzje. Może za jakiś czas w tej rubryce pojawi się rozmowa dwóch akwarystek?
O! To kolejny plus tego, że jestem gejem – nie muszę prosić żony o zgodę na kolejne akwarium.