ArtykułyWywiady

W akwariach z akrylu ryby unoszą się w powietrzu

Z Maciejem Kosteckim, wieloletnim pasjonatem akwarystyki morskiej i właścicielem firmy Reef Republic, rozmawia Paweł Czapczyk

Paweł Czapczyk: Jesteś jednym z pionierów akwarystyki morskiej w Polsce. Czy czasy, w których zaczynałeś swoją przygodę z „morszczyzną”, da się jakoś zestawić i porównać z tym, co obserwujemy w rodzimej akwarystyce dzisiaj?

Maciej Kostecki: Na początek chciałbym podziękować za możliwość rozmowy z Tobą. Co do mojej kombatanckiej przeszłości, to, faktycznie, pierwszy zbiornik rafowy, mający 800 litrów, uruchomiłem w 1998 roku. Był okropny! Ale trzy lata pracy doprowadziły do całkiem miłej dla oka rafy. Oprócz tego miałem kilka innych zbiorników o łącznej pojemności 4 500 litrów. Było to m.in. wysokie „konikarium”, zbiornik na drapieżniki, w którym kolekcjonowałem rogatnice i do którego bałem się wkładać ręce, oraz taca na płaszczki. Do tego sumpy, kwarantanny i tak dalej. Lekki obłęd. Nie sposób porównać tamtych czasów z obecnymi. Miałem kilka osób, do których mogłem się zwrócić o pomoc, ale to było dużo trudniejsze niż obecnie. Teraz dostępne są fora internetowe i listy dyskusyjne. Musiałem bardzo dużo jeździć po Europie i podpatrywać bardziej zaawansowanych kolegów. Czasami było to zaskakujące, na przykład w Pradze obejrzałem hodowlę błazenków, która mieściła się w prywatnym mieszkaniu, na półkach w kuchni. Dostęp do ryb w Polsce był wówczas praktycznie zerowy, wiec zakupy robiłem najczęściej w Niemczech. Dzisiaj wybór świetnych firm sprzedających zwierzaki jest olbrzymi i mamy naprawdę znakomitych „morszczaków”, od których mogę się uczyć.

Przed jakimi trudnościami stawał wówczas akwarysta morski? Na jakie straty i błędy był narażony?

W tamtym czasie głównie popełniałem błędy, na których sam się uczyłem. Niektóre były niezwykle bolesne. Na przykład wpadłem na pomysł podania rybom sałaty i zlikwidowałem sobie w ten sposób piękną kolekcję ustników. Trafiały się sole, które zmieszane w betoniarce sprawiły, że akropory zrobiły się białe w ciągu nocy. Dostępność sprzętu była w zasadzie żadna. Pamiętam, kiedy wymieniłem cyrkulację na Tunze, to nie mogłem uwierzyć, jak jest cicha.

Z powodzeniem rozmnażałeś błazenki, apogony, pławikoniki… Piętnaście lat temu było to spore wydarzenie. Zresztą udany rozród koników morskich i dziś stanowi nie lada wyzwanie. Czy masz jakiś patent na hodowlę tych fascynujących ryb?

Aż tak dobrze nie było! Miałem tarła apogonów, ale bez sukcesów. Błazenki odhodowałem parę razy. Masowo za to mnożyły mi się koniki żółte (Hippocampus kuda). Dość długo walczyłem z ich chorobami i dopiero kombinacja silnej sterylizacji UV, ozonu i olbrzymiego buforu wody dała dobre rezultaty. Pamiętam, że skusiłem się na wysuszone gorgonie, której okazy są konserwowane jakimś paskudztwem. Ale finalnie faktycznie miałem dużą przeżywalność młodych osobników. Sam moment, kiedy samiec wyrzuca młode, jest niesamowity. Zachęcam do hodowli – naprawdę nie są trudne przy sensownej filtracji.

Twoje Akwarium morskie. Krok po kroku wciąż może uchodzić za pierwszy poradnik, po który powinien sięgnąć każdy adept akwarystyki morskiej. Czy jakieś znaczące korekty (poza uwzględnieniem oczywistych nowinek technicznych i rozwiązań sprzętowych) wprowadziłbyś teraz do swojej książki?

Myślę, że informacje o pielęgnacji, kwarantannie i tak dalej są nadal okej. Oczywiście nikt raczej nie bawi się z kalkreaktorami do zbiorników domowych, a kalkwassera nie widziałem na oczy od lat. Technologia zmieniła się przecież diametralnie. Ale z drugiej strony, chyba nikt nie poniesie szkody, opierając się na tej pozycji.

Podobno kiedyś w Twoich „hobbystycznych zbiornikach w mieszkaniu na trzecim piętrze bloku mieściło się 4,5 tys. litrów morskiej wody”. Stałeś się wtedy postrachem sąsiadów? Czy raczej sunęły wówczas do Ciebie pielgrzymki przepełnionych podziwem pasjonatów?

Nie da się ukryć, że w szczytowym momencie była to taka pojemność. Jest masa anegdot z tym związana. Dostawca pizzy zbaraniał i zabrał pizzę ze sobą, a zostawił mi styropian. Znajoma przyjeżdżała z dzieckiem, które wpadało na godzinę w stupor przed akwarium i sama biegła do sypialni się przespać (dziecko miało ADHD). Myślę, że najmniej 20–25 osób założyło swoje zbiorniki po wizycie u mnie, co oczywiście jest niezmiernie mile. A sąsiedzi nasłali na mnie kiedyś kontrolę ze spółdzielni, jednak prezes okazał się hodowcą paletek i jakoś mi się upiekło…

Czy ubezpieczyłeś mieszkanie na wypadek zalania?

Miałem wizyty kilku agentów ubezpieczeniowych, ale wszyscy uciekli w popłochu. Mówiąc jednak serio: oczywiście, że się ubezpieczyłem. Tu dotykamy poważnych kwestii związanych z respektowaniem praw fizyki i prawa jako takiego. Nieraz widzę zbiorniki ze szkła, które nie mieszczą się w żadnych normach, i ogarnia mnie przerażenie. Zwrócenie właścicielowi uwagi skutkuje twierdzeniami „ale ja widziałem takie akwarium z 12 mm i stało!”. To duży błąd.

Po to są konstruktorzy i wyliczenia, by się na nich opierać. Mam udokumentowane kilkadziesiąt wypadków, gdzie jednak akwarium nie wytrzymało. Moja rada jest taka: jeśli już szkło, to – przy długości powyżej 150 cm i wysokości powyżej 60 cm – powinno być zespolone. Zbiorniki ze szkła monolitycznego o wysokości 80, a nawet 100 cm są według mnie bardzo ryzykowne. Oczywiście, jako zwolennik akrylu mogę uchodzić za osobę stronniczą. Pamiętam jednak, jak zostałem poproszony o ekspertyzę dla sądu związaną z rozejściem się zbiornika 600 x 100 x 100 mm (3 x 12 mm). Zbiornik był pancerny, więc rozejście się szyb mogło być spowodowane klejeniem. Najczęstszym błędem jest nieodtłuszczenie powierzchni lub zbyt późne ich złożenie po wystąpieniu tak zwanej skórki na silikonie. W tym wypadku winny był… elektryk, który montując puszki do instalacji elektrycznej wykorzystał wzmocnienia akwarium, tzw. szprosy, jako drabinę. Sto kilogramów nacisku zrobiło swoje. Silikon jest mało odporny na ściskanie, szprosy puściły i w rezultacie zbiornik się rozszedł. Widziałem, ile zbiorników popękało od skał upuszczonych w czasie aranżacji. Bardzo częste są wyszczerbienia powstałe podczas transportu. A każde, nawet najmniejsze uszkodzenie może skutkować pęknięciem szkła w późniejszym okresie. I na koniec: ponieważ uwielbiam przerabiać zbiorniki, powiem, że akryl mogę nawiercać i kleić bez końca, a ze szkłem jest ciężko. Dlatego jestem zwolennikiem akrylu.

A od jakiego zbiornika warto rozpocząć swą przygodę z „morszczyzną”? Najczęściej mówi się, że na początek najlepiej sięgnąć po akwarium ok 200-litrowe z żywą skałą, koralowcami miękkimi oraz błazenkami. Czy Twoje długoletnie doświadczenie to potwierdza?

Moim skromnym zdaniem, 250 litrów to fajna pojemność na początek. Koralowce darniowe i grzybowieńce wybaczają dużo błędów. Ale popularne błazenki (a nie ma klienta, który nie zapytałby o Nemo) nie lubią świeżych zbiorników. Garbiki i babki oraz wytrzymałe pokolce będą lepsze dla początkującego.

A koralowce?

Tu jest sporo mitów: niby miękkie koralowce są łatwe, a twarde – bardzo trudne. Ale to tylko częściowo prawda. Akropory po katastrofie w akwarium bieleją i w zasadzie musimy zrestartować zbiornik. Miękkie zamykają się i potem mogą odbić po poprawie warunków. Również nie podzielam zdania, że akwarium z „miękasami” stanowi namiastkę zbiornika z akroporami. Widziałem zbiornik tylko i wyłącznie z grzybowieńcami, który był absolutnie oszałamiający.

Jakiego typu oświetlenie preferujesz w akwariach z akroporami? HQI? I czy w ogóle sięgasz po LED-y?

Moim zdaniem, tak jak świetlówki T5 wyparły T8, tak LED-y wyparły HQI. Widziałem zbiorniki, w których były szczepki koralowców twardych o łącznej wartości 50 000 euro. I to wszystko oświetlone LED-ami. Początki tego systemu oświetleniowego obarczone były błędami młodości, ale teraz jest to świetna oferta. Jedynym aspektem, którego naprawdę nie lubię, jest sterowanie przez aplikacje na Androida, zestawiane przez WiFi. Ale nie można się obrażać na nowe technologie.

Trzymałeś u siebie i przygotowywałeś zbiorniki pod rogatnice, strzępiele, skrzydlice, ustniki, mureny i rekiny. Utrzymanie których gatunków uznajesz za najtrudniejsze?

Z rekinów utrzymywałem jedynie małe gatunki denne. Zdecydowanie najtrudniejsze były endemity z Morza Czerwonego – ustniki. W naturalnej diecie mają gąbki, które w warunkach akwariowych bardzo trudno sensownie zastąpić jakimś innym rodzajem pokarmu. Poza tym ustniki są ekstremalnie wrażliwe na toksyny. W pokoju, w którym stoi zbiornik z tymi rybami, w zasadzie nie można palić papierosów, używać odstraszaczy do komarów i tak dalej. Ich dieta musi być zaś bardzo urozmaicona, uwzględniająca w swym składzie udział żywego pokarmu.

A który gatunek cieszy się Twoimi największymi względami? I dlaczego?

Naprawdę trudno wybrać. Ale chyba rogatnice. Rogatnica jasnoplama (Balistoides conspicillum) jest dowodem na to, że Bóg ma poczucie humoru. Gatunek ten, bardzo agresywny i wojowniczy, potrafi zaklinować się w skale tak skutecznie, że nic go stamtąd nie ruszy.

Jak oceniasz tendencję sprowadzającą akwaria wraz z zamkniętym w nich wycinkiem podwodnego świata do jak najmniejszych rozmiarów? Krótko mówiąc: czy australijskie bądź japońskie z ducha „nanosolniczki”, zakładane często w stylu low-tech i stawiane na biurkach w miejscach pracy, wypadają przekonująco?

Zupełnie nie śledzę tego wycinka akwarystyki. Małe zbiorniki wymagają bardzo dużej praktyki, tak aby na oko ocenić, jak koralowiec się czuje, jaką ma ekspozycję polipów. Myślę, że to zabawa dla kogoś z dużym stażem w akwarystyce morskiej.

Co jednak zrobić, żeby miniaturowa kostka, powiedzmy 10-15-litrowa, cieszyła oko obserwatora pięknem morskiego życia i ustabilizowanymi parametrami wody?

Podłączyć ją do sumpa o objętości 200 i więcej litrów! 10 litrów to tak mały bufor, że trudno mieć stabilne warunki, a wszelkie niekorzystne zmiany przebiegną błyskawicznie.

Jak uformować w zbiorniku słonowodnym podłoże? I ile żywej skały optymalnie w nim umieścić?

Od dłuższego już czasu robię tak zwane zbiorniki na sucho. Żywa skala ma niezaprzeczalne korzyści, ale zbyt dużo problemów się z tym wiąże – między innymi wieloszczety. Przy dobrych solach i preparatach zbiorniki startowane na sucho przechodzą krótką fazę okrzemkową i potem są stabilne. Co do dna – testowałem tak zwane DBS (Deep Sand Bed), bardzo fajnie mi się to sprawdzało, zbiorniki były zaskakująco stabilne już po krótkim czasie dojrzewania. Istotne jest jednak prawidłowe wykonanie tego systemu.

Podobno jakiś klient, który był zwolennikiem rodzimej soli kamiennej, oskarżył Cię kiedyś o udział w spisku handlarzy drogimi solami morskimi?

– Było trochę inaczej. Jeden z moich klientów (powiedzmy, że był bardzo oszczędny) stwierdził, że wyprawa do Wieliczki wyjdzie mu taniej niż zakup soli morskiej. Mieszanka soli kuchennej i wapna kompletnie się jednak nie sprawdziła. Akwarium miało „piękny” nieusuwalny biały kolor, a ryby szybko zakończyły swój żywot w tym zbiorniku. Jak widać, nie na wszystkim warto oszczędzać.

Zasłynąłeś z realizacji na dużą skalę imponujących zbiorników w Akwarium Gdyńskim i płockim zoo, w różnych hotelach, biurach i galeriach… Które z tych realizacji można uznać za najciekawsze bądź najtrudniejsze?

Mam nadzieję, że najtrudniejsze realizacje są wciąż przede mną. Były zlecenia ciekawe ze względu na wielkość – na przykład akwarium o pojemności 45 000 litrów dla rekinów. To zupełnie inny wymiar akwarystyki. Sól liczona w tonach, przekroje rur jak w rafinerii, filtracja UV w setkach watów i tak dalej. Niektóre realizacje są przedziwne i nie z branży akwarystycznej. Wykonywałem na przykład zbiorniki na spreparowane zwłoki ludzkie lub zbiornik o wysokości 3 metrów dla nurkującej modelki. Chyba nie ma już zamówienia, które by mnie zaskoczyło.

A pamiętasz najbardziej oryginalne zlecenie prywatne?

Akrylowa wanna, która była jednocześnie świetlikiem dachowym. Klient chciał widzieć swoją partnerkę w stroju Adama czy raczej Ewy, która będzie zażywać kąpieli na dachu. Wykonałem projekt i obliczenia, niestety klient zmienił partnerkę na bardziej zachowawczą i projekt nie wszedł do realizacji, czego bardzo żałuję.

Lubisz wyzwania i wraz ze swoimi współpracownikami podejmujesz się nawet najbardziej karkołomnych zadań. Ale czy odmawiasz wykonania jakichś zleceń? I z jakiego, ewentualnie, powodu?

W zasadzie dotyczy to wyłącznie tych przypadków, gdy klient narzuca mi technologię. I co dziwne, nie zawsze jest to związane z poszukiwaniem oszczędności. Jeden z moich klientów, dość duży deweloper budowlany, miał pomysł połączenia zbiornika 6 000 litrów z filtracją przeniesioną rurami o przekroju 200 mm. Początkowa wersja była 400 mm. Zawsze prawidłowy jest zloty środek. Kolejny klient zażyczył sobie ławicę dorosłych imperatorów, czyli ustniczków cesarskich (Pomacanthus imperator)w rozmiarze „show”. Gdzie miały pływać? W zbiorniku 800-litrowym. Ostatecznie zamawiający był absolutnie niepocieszony faktem, że możemy tam wpuścić jedną sztukę.

Za cel podczas aranżowania podwodnych światów stawiasz sobie to, by urządzenia techniczne zniknęły z pola widzenia…

A tak. To moja obsesja. Będąc w Ada Gallery, widziałem prawdziwe perełki słodkowodne. Obudowane bardzo estetyczną, ale jednak rafinerią. Kompletnie tego nie rozumiem, dziesiątki godzin spędzone na układaniu kilku skałek i potem obowiązkowa grzałka na ukos. Dlatego wszedłem w system cyrkulacji dla dużych zbiorników, która jest poza akwarium i nie szpeci go wiszącymi cyrkulatorami.

Jesteś zwolennikiem i orędownikiem zbiorników akrylowych. Materiał ten wydaje się wprost nieoceniony w przypadku tworzenia dużych i specjalnie dużych zbiorników. Jest też niezastąpiony w konstruowaniu akwariów nietypowych – np. tunelowych. Ale czy jest godny polecenia w standardowych zbiornikach domowych?

Jest granica, poza którą akryl nie jest alternatywą, ale staje się jedyną opcją. Dlatego nie istnieją akwariowe tunele ze szkła. Pamiętam wizytę w Burgers’ Zoo w Arnhem, gdzie od góry widziałem panel o grubości 60 cm – idealnie przezroczysty. Projektując akryle do Afrykarium, miałem okazję poznać najbardziej spektakularne realizacje na świecie. Niestety, cena akrylu sprawia, że jest on najbardziej atrakcyjny przy długich, 300-centymetrowych, lub wysokich, powyżej 100-centymetrowych, zbiornikach. Choć zdarzają się małe zbiorniki z tego tworzywa, zamawiane przez klientów szukających najlepszych rozwiązań. Akryl jest nie tyle przezroczysty, ile – by plastycznie rzecz uwyraźnić – wydaje się powietrzem: i to niezależnie od tego, czy jest to 30 mm, czy 60 cm. Przy oświetleniu LED w akwariach akrylowych ryby sprawiają nieodparte wrażenie, jakby unosiły się w powietrzu.

Czyli jakie – by lapidarnie rzecz ująć – fenomenalne właściwości ma akryl, których nie ma szkło?

Po pierwsze: posiada całkowitą przezroczystość. Po drugie: zapewnia całkowite bezpieczeństwo. Akryl w procesie produkcji nie jest klejony na wzór szkła przy pomocy silikonu, tylko monolitowany, co oznacza, że akwarium akrylowe jest jednorodne pod względem chemicznym i fizycznym. Do tego można materiał ten frezować, nacinać, gwintować, doklejać i termoformować na najbardziej wymyśle kształty.

Przyznam jednak, że perspektywa szlifowania porysowanego akrylu nieco mnie przeraża. Jak zapobiegać rysom i czym czyścić ściany akrylowego akwarium?

Zapobieganie rysom jest proste. Nie należy rysować powierzchni. A tak na serio: patent jest prosty. Akryl czyścimy akrylem lub polietylenem, nigdy nie materiałami twardszymi niż sam akryl. Wymaga to trochę uwagi i staranności, ale szkło też się przecież rysuje. Z tym że w przypadku szkła rysy można potem tylko zaakceptować i polubić, a akryl poddaje się renowacji. Pani, która sprzątała w biurze mojego klienta, użyła drucianego czyścika. Kosztowało to dokładnie dwa dni naszej pracy, ale zbiornik był jak nowy. Naprawdę nie taki diabeł straszny…

A jakie jest Twoje największe, a nieziszczone dotąd marzenie akwarystyczne?

To proste. Własne oceanarium. Z fajną ekspozycją bałtycką. Byłoby to miejsce przyjazne dla osób z dysfunkcjami ruchowymi. Z salą doświadczania świata dla osób niewidzących. Z nowoczesną, interaktywną edukacją i wiernie odtworzonymi biotopami.

Drugim marzeniem jest duży projekt ekspozycji meduz i żebropławów. Jestem zafascynowany nimi, odkąd zobaczyłem ich prezentację w Szanghaju. Spędziłem tam praktycznie cały dzień, nie mogąc uwierzyć, jak oszałamiające są żebropławy i zwyczajne meduzy, ale pokazane w świetle LED. Obecnie kończę zbiornik dla meduz i zacznę pracę w tym temacie. Ale o tym następnym razem. Na zakończenie chciałbym bardzo podziękować za tę rozmowę i życzyć pismu wspaniałego rozwoju. Jest to bardzo potrzebna pozycja na rynku.

Opublikowano drukiem w Magazynie Akwarium nr 2/2017 (162).
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button