Paweł Czapczyk: Powiedz, Mariuszu, kiedy wpadłeś na pomysł mikrorozmnażania roślin metodą in vitro. Kto (lub co) Cię zainspirował?
Mariusz Pożoga: Od dziecka interesowałem się akwarystyką. Studiując biotechnologię, poznałem techniki kultur in vitro, które umożliwiają szybkie namnażanie roślin w sztucznych warunkach. Na piątym roku studiów zacząłem myśleć o tym, czym się zajmę po studiach. Wpadłem na pomysł, aby rozmnażać in vitro rośliny akwariowe. Zapytałem profesora Wojciecha Burzę, czy mógłbym wykonać kilka eksperymentów w jego laboratorium. Zgodził się. Samodzielne projektowanie eksperymentów dało mi dużo doświadczenia i odwagi do zorganizowania własnego laboratorium i rozpoczęcia działalności.
Czy metoda ta – mówiąc kolokwialnie – polega na klonowaniu komórek rośliny macierzystej?
Właściwie tak. Rozmnożone rośliny są identyczne genetycznie z rośliną macierzystą. Często porównuję to do sposobu, w jaki rozmnażają się truskawki. Wytwarzają one rozłogi, na których wyrastają nowe rośliny. Są one identyczne względem rośliny, która wytwarza rozłogi. Powstaje w ten sposób jej klon. In vitro działa podobnie, ale z o wiele większą wydajnością i w warunkach ściśle kontrolowanych. Dzięki tej technice możemy powielać rośliny o najlepszych cechach z populacji. Na przykład: jeżeli jedna roślina spośród tysiąca innych na plantacji odznacza się szybszym wzrostem niż inne lub jest bardziej odporna na choroby, to możemy zacząć mnożyć ją in vitro. W ten sposób – znacznie szybciej niż tradycyjnymi metodami rozmnażania – jesteśmy w stanie uzyskać handlową liczbę „lepszych” roślin.
Kto pierwszy na świecie wpadł na taki pomysł i jak z początku wyglądała uprawa in vitro? I czemu wówczas, na tym wstępnym „etapie rozwoju historycznego”, ona służyła?
Na początku XX wieku Gottlieb Haberlandt zaproponował ideę kultur in vitro. Wyizolował pojedyncze komórki różnych gatunków roślin i „zmusił” je do wzrostu. Nie udało mu się jednak wywołać podziałów komórkowych. Ale dzięki swoim eksperymentom i tezom stworzył mocne podwaliny do pracy dla kolejnych badaczy. Potwierdzili oni jego przypuszczenia – i technika in vitro zaczęła się rozwijać. Bardzo ważne było opracowanie przez Murashige i Skoog mieszaniny makro- i mikroelementów (pożywka MS). Uzyskali oni takie proporcje składników „żelu”, które okazały się niezwykle uniwersalne. I do dziś stanowią one podstawę pracy wielu badaczy i laboratoriów komercyjnych. Właśnie opracowanie pożywki MS umożliwiło silne wykorzystanie komercyjne kultur in vitro. W latach siedemdziesiątych XX wieku zaczęły powstawać pierwsze laboratoria rozmnażające rośliny w celu zarobkowym. Rozmnażały one rośliny trudne do rozmnożenia tradycyjnie. Dzięki temu tak łatwo dostępne i dość tanie są obecnie storczyki lub magnolie, które kiedyś były przecież bardzo drogie.
Co wyróżnia Twoją firmę, Laboratorium 313, spośród innych w Europie i w Polsce?
W tym biznesie trudno tak naprawdę się wyróżnić. Myślę, że to, czym mogę się pochwalić, to oferta ciekawych gatunków roślin, które bardzo często są trudno dostępne na rynku. Osobną kwestią było rozmnożenie bucephalandr. Troszkę niefortunnie wybrałem jednak konkretny gatunek do rozmnażania. Była to jedna z form Bucephalandra catherinae, czyli z tych najmniejszych. W in vitro rośliny zawsze są o wiele mniejsze niż formy wodne. I taką zminiaturyzowaną B. catherineae bardzo trudno było sprzedać… Rozmnażanie bucephalandr chwilowo zostało przeze mnie zawieszone, ale na pewno wrócę do tego tematu.
Czy każda roślina błotna i wodna nadaje się do rozmnażania in vitro?
Oczywiście. Tak naprawdę wszystkie rośliny można rozmnażać tą metodą. Większość produkcji roślinnej na świecie opiera się o sadzonki in vitro. Mamy XXI wiek. Wszystko musi być robione szybko i tanio. In vitro i produkcja w dużej skali to umożliwiają. Co więcej: in vitro daje nie tylko wysoką jakość produktu, ale i jego bezpieczeństwo: rośliny uzyskiwane tą drogą są pozbawione chorób.
Rozmnożenie jakich gatunków uważasz za swój osobisty sukces? Co stanowiło największe wyzwanie?
Wydaje mi się, że najciekawszą rozmnożoną przeze mnie rośliną jest bucephalandra. W literaturze jest bardzo mało informacji na temat tych roślin i ciężko było znaleźć punkt odniesienia. Cała praca była oparta na moich doświadczeniach i intuicji.
A jakie taksony chciałbyś dopiero rozmnożyć?
Chciałbym wprowadzić jeszcze wiele gatunków. Obecnie swoją uwagę skupiam na roślinach z rodzaju Cryptocoryne. Bardzo lubię te rośliny. Są łatwe w uprawie, co czyni je idealnymi dla każdego akwarysty. Ponadto jest to bardzo obszerna grupa roślin. Można w niej znaleźć zarówno rośliny „trawnikowe”, jak i potężne gatunki z bardzo dużymi liśćmi. Można je krzyżować między sobą, uzyskiwać nowe formy. Według mnie są one obecnie bardzo niedoceniane.
Jakich roztworów używa się podczas sterylizacji (jakich Ty używasz?) i co jest głównym celem tego procesu?
Są to głównie związki chloru oraz alkohole. Dobierając odpowiednie stężenia roztworów i czas kontaktu z tkanką roślinną, można zlikwidować glony, jaja ślimaków, pasożyty i – co najważniejsze – bakterie i grzyby. Wyeliminowanie tych organizmów jest niezbędne do prowadzenia kultur in vitro. Dzięki temu wszystkie substancje odżywcze podawane roślinom są przyswajane tylko przez nie. Żadne inne organizmy nie korzystają z tych związków, co czyni tę metodę bardzo precyzyjną i oszczędną.
Kolejnym etapem – jak rozumiem – jest umieszczanie oczyszczonych roślin w pożywce żelowej. Co wchodzi w jej skład?
Żel, pożywka to mieszanina makro- i mikroelementów niezbędnych do wzrostu roślin oraz hormonów roślinnych, dzięki którym z najmniejszych fragmentów roślin można uzyskać/zregenerować kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt roślin! Tradycyjne rozmnażanie nigdy nie daje takich wyników. To właśnie jest magia in vitro. Wodny roztwór wyżej wspomnianych elementów jest zestalony agarem. Proces tworzenia żelu można porównać do robienia galaretki w domu. Gorący płyn dzięki żelatynie tężeje. Tak samo działa agar.
Jakie znaczenie mają substancje wzrostowe? Czy wszystkie gatunki ich wymagają?
Tak, wymagają ich wszystkie gatunki. Jedne w większym, inne w mniejszym stopniu. Manipulując substancjami i ich ilością, stymulujemy rośliny do wzrostu, do tworzenia nowych pędów czy do ukorzeniania. Możemy także uzyskiwać na przykład same pędy albo korzenie wyrastające z liścia. Jest to bardzo fajne narzędzie w pracy, które może ciągle zaskakiwać, ponieważ pożywki do różnych gatunków trzeba dobierać indywidualnie. I w konsekwencji często uzyskuje się nieprzewidziane wyniki.
Rozumiem, że sam stopień stężenia pożywki zależy od obecności lub nieobecności agaru?
Dokładnie. Im więcej agaru użyjemy, tym twardszy żel otrzymamy. W swojej uprawie stosuję też pożywki płynne, bez agaru, jak w przypadku roślin z rodzaju Eleocharis. Często ludzie mówią, że kupili rośliny z rozpuszczonym żelem, ale mogę zapewnić, że żel się nie rozpuścił, bo był płynny od początku…
Jakie oświetlenie stosujesz w swojej „oranżerii”?
Początkowo używałem świetlówek. Obecnie przechodzę na oświetlenie ledowe. Może inwestycja jest kosztowna, ale oszczędność w poborze prądu zaowocuje w przyszłości. Troszkę się obawiałem tej zmiany, ale rośliny radzą sobie bardzo dobrze pod takim oświetleniem. Testuję zresztą różne typy oświetlenia ledowego, starając się dobrać takie światło, które będzie optymalne do wzrostu roślin. W pewnych warunkach rośliny świetnie się wybarwiają – takiego efektu przy oświetleniu jarzeniowym się nie uzyska.
Rośliny z uprawy in vitro świetnie adaptują się w paludarium. Wielokrotnie sam to testowałem, kiedy w mieszaninie torfu z gliną bądź torfu i mchu torfowca harmonijnie się dalej rozwijały, miały zdrowe i silne pędy, i zaskakująco szybko wchodziły w okres kwitnienia. Ale niektórzy akwaryści mówią, że rośliny z uprawy submersyjnej (podwodnej) są lepsze przy przenoszeniu do klasycznych zbiorników. Co im odpowiesz?
Jeżeli chodzi o przenoszenie do warunków wodnych i wybór pomiędzy in vitro a roślinami z koszyków, to powiedziałbym, że zdecydowanie lepsze jest in vitro. Rośliny kupowane w koszykach, pomimo że w sklepie stoją w wodzie, to przecież pochodzą z upraw szklarniowych, gdzie uprawiane są emersyjnie, czyli nad wodą. Ta świadomość już mocno rośnie wśród akwarystów. Rośliny uprawiane ponad wodą wyglądają inaczej niż ich „podwodna wersja” i przeniesienie ich potem do wody stanowi dla nich duży stres. Na ogół objawia się to odpadaniem liści od dołu. Często można zobaczyć w sklepie rośliny z gołą łodygą od dołu i wierzchołkiem wzrostu, który już zaadaptował się do warunków podwodnych i wytwarza właściwe podwodne liście. Natomiast z uprawą in vitro – pomimo że rośliny są umieszczone w kubeczku bez wody – jest trochę inaczej. W kubeczku jest ciągle duża wilgotność i roślina przybiera formę pośrednią między pod- i nadwodną. Dzięki temu łatwo adaptuje się zarówno do warunków wodnych, jak i nadwodnych. Nie występuje też efekt odpadających liści.
Opublikowano drukiem w Magazynie Akwarium nr 3/2017 (163).
- Magazyn Akwarium nr 3/2017 (163)15,90 zł – 22,90 zł
- Prenumerata Magazynu Akwarium45,00 zł – 218,00 zł
- Aquascaping – przykłady aranżacji Pawła Mielniczka2,46 zł
- Akwarium holenderskie2,46 zł
- Hiacynt wodny (Eichhornia crassipes)2,16 zł
- Pistia2,16 zł
- Wprowadzanie nowych gatunków do środowiska – introdukcja, cz. 22,16 zł
- Produkt w promocjiProjekt akwarium naturalnegoPierwotna cena wynosiła: 2,16 zł.0,00 złAktualna cena wynosi: 0,00 zł.
- Nadwódki2,16 zł
- Lobelia cardinalis2,16 zł
- Rośliny pływające2,16 zł