Artykuły

Witold Sosnowski: Akwarium morskie bez wyrzutów sumienia

AKWARYSTYKA MORSKA

Akwarium morskie bez wyrzutów sumienia

W swojej kilkuletniej przygodzie z „morszczyzną” wielokrotnie docierały do mnie opinie, że owszem, akwaria morskie są piękne, ale że sama branża – poprzez eksploatację zwierząt i żywej skały – wywiera bardzo niekorzystny wpływ na środowisko naturalne. Połowy w krajach azjatyckich często odbywały się przy pomocy cyjanku potasu  (obecnie jest to wszakże margines połowów i dzisiaj kluczowi importerzy sami wymuszają na kontrahentach odłowy bez użycia środków chemicznych, a po wykryciu choćby śladowych ilości tych substancji natychmiast zaprzestają współpracy). Dodatkowo – tak argumentowano – transport lotniczy zwierząt zostawia niejako swój ślad węglowy (z angielskiego Carbon footprint).

Dla wielu osób te argumenty pozostają na tyle istotne, iż pod ich wpływem nie chcą decydować się na posiadanie „kawałka oceanu” w domu. Samo rozumowanie jest jak najbardziej rzeczowe i zasadne, choć częściowo już straciło na aktualności – choćby wspomniany przeze mnie, a historyczny argument o połowach za pomocą środków chemicznych.

Biorąc pod uwagę globalny rynek – ponad 90% ryb słonowodnych pochodzi obecnie z odłowów. Pozostałe 10% ryb pochodzących z hodowli trafia głównie na rynek amerykański – tylko jedna z wielu farm akwariowych ryb morskich Alpha Aquaculture dostarcza do swoich kontrahentów w Stanach Zjednoczonych pół miliona błazenków rocznie. Znacznie mniejszy, lecz zauważalny udział w rynku mają Azjaci – wiele błazenków w sklepach europejskich pochodzi z Izraela. Europa pod tym względem wypada bardzo niekorzystnie, ledwie kilka małych firm w Turcji, Irlandii i Francji zajmuje się morskimi rybami na potrzeby branży akwarystycznej.

[Pełny tekst publikacji w wydaniu drukowanym lub pliku cyfrowym wydania].

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź również
Close
Back to top button