Agata Sierota: Pierwsze kłopoty w akwarystycznym raju
Nigdy bym nie pomyślała, że urodzinowy prezent od mojego partnera – 54-litrowe akwarium słodkowodne z molinezjami i gupikami – zaowocuje po roku tak dużą liczbą akwariów. Aż trudno w to uwierzyć, ale w naszym niewielkim mieszkaniu mamy ich już dwanaście i… planujemy kolejne.
Początek przygody
Pierwsze akwarium dostaliśmy wraz z wyposażeniem: filtrem, grzałką i wspomnianą obsadą. Był to dojrzały zbiornik i z nim właściwie nie mieliśmy żadnych problemów, dopóki nie spróbowaliśmy go nieco przesunąć.
Dziś wydaje nam się śmieszne, że wierzyliśmy w powodzenie tego przedsięwzięcia, bo zbiornik był duży, a my nawet nie wypompowaliśmy z niego choć trochę wody. Akwarium oczywiście pękło, na szczęście w górnej części. Pobiegliśmy do pobliskiego, zaprzyjaźnionego, malutkiego sklepiku zoologicznego, w którym właścicielem okazała się zagorzała akwarystka. Pożyczyła nam swoje używane, puste akwarium – do czasu, aż kupimy nowe. I tak pojawiło się nasze drugie akwarium, 70-litrowe.
To pęknięte, wbrew wszelkim zaleceniom internetowym, mój partner skleił i – choć widać, że jest „po przejściach” – nadal stanowi schronienie dla części naszych żyworódek i czterech uroczych kolcobrzuchów karłowatych, które mimo żarłoczności pozostałej obsady spokojnie żywią się ślimakami, których tam nie brakuje.
Niestety, wraz z nowym zbiornikiem, zaczęły się kolejne problemy.
Informacji, jak założyć nowe akwarium szukaliśmy głównie w internecie, ale było ich tak wiele, że udało nam się zgłębić tylko podstawy. Wydawało się jednak, że to wystarczy. Filtr, podłoże, grzałka, oświetlenie, rośliny – wszystko było przygotowane zgodnie z zaleceniami. Oprócz tak zwanych żyworódek dokupiliśmy parę pielęgniczek Ramireza i głowaczyków barwnych.
Pierwsze problemy
Któregoś dnia zauważyliśmy, że ryby w nowym zbiorniku zaczęły się ocierać. Zaczęliśmy czytać, jakie mogą być tego przyczyny, ale dowiedzieliśmy się tyle, że – jeśli nie mają widocznych białych plamek na powierzchni ciała, wskazujących na rybią ospę – to właściwie trudno zgadnąć przyczyny. Niektóre ryby chowały się w roślinach, nie przyjmowały pokarmu, chudły, zmieniały kolory. Po jakimś czasie zaczęliśmy je znajdować martwe. Większość nie miała żadnych widocznych zmian wskazujących na ospę, tylko czasem ciągnące się odchody, które nam, jako początkującym, trudno było ocenić. Objawy nie do końca pasowały do opisywanych w literaturze innych popularnych chorób, takich jak pleśniawka, oodinoza, posocznica, wiciowce czy inne. Dość szybko zorientowaliśmy się, że dyskusje na forum internetowym w sprawie chorób ryb, szczególnie dla początkującego akwarysty, prowadzą jedynie do bezradności, wskutek pojawiania się skrajnie różnych opinii.
Niestety z rybą, tak jak się to dzieje z psem czy kotem, nie można pójść do weterynarza.
Na początku odwiedzaliśmy sklepy akwarystyczne, by poradzić się sprzedających w sprawie chorób naszych ryb. Wielu z nich miało szeroką wiedzę. Choć udało nam się trafić na osoby pomocne, często jednak, podobnie jak uczestnicy forum, nie były one zgodne co do diagnozy i zaleceń. Ze względu na ocieranie się o przedmioty i dekoracje, podejrzewano przywry, choroby bakteryjne, pasożyty. Dodaliśmy do wody preparat CMF Tropical ze względu na jego szerokie zastosowanie – zarówno na infekcje, jak i grzyby. Ponieważ objawy tylko chwilowo ustąpiły, kolejni specjaliści doradzali Cuprisol z Bactocapsem C Zooleka, Metronidazol. Podaliśmy w sumie dużą ilość leków w krótkim czasie. Następowała chwilowa poprawa i objawy powracały. Wreszcie zdeterminowani poświęciliśmy jedną ocierającą się rybę, by poddać ją sekcji w instytucie badawczym. Sekcja wykazała liczne bakterie, brak obecności pasożytów, zalecono nam podanie preparatu z chloramfenikolem, ale problem istniał dalej. Wreszcie po długim czasie (około miesiąca) sytuacja poprawiła się: ryby przestały się ocierać i zgony ustały.
Przyczyny problemów
Podawane preparaty usunęły wiele szkodliwych dla zdrowia ryb bakterii i potencjalnych pasożytów. Wydaje się, że duża ilość leków nie pozwoliła na wytworzenie się równowagi biologicznej w akwarium, więc problemy utrzymywały się dalej. Konieczne było przywrócenie podstawowych parametrów wody. Nasz zbiornik był przerybiony (w 70 litrach mieliśmy kilkadziesiąt ryb!). Chorowały zwłaszcza te gatunki, dla których od początku parametry naszej kranowej wody nie były odpowiednie – pielęgniczki Ramireza i głowaczyki barwne, gdyż preferują one wodę o nieco niższym pH. Pozostałe ryby także ponosiły skutki nadmiaru rybich odchodów i resztek pokarmu. Nastąpił wzrost szkodliwych związków amonowych. Choć poziom najbardziej toksycznych substancji: NO2 (azotyny) i NH3 (amoniak) mieścił się w tak zwanej normie, to poziom NO3 (azotanów), mierzonych przez nas za pomocą testów kropelkowych, był wyraźnie zawyżony. Wynik testu wskazywał na wartość między 20 a 50, podczas gdy optymalny wynosi 10 –15. Również, przy tak licznej obsadzie zastosowany przez nas, filtr gąbkowy okazał się niewystarczający.
Co pomogło?
Wydaje się, że zmniejszenie liczby ryb wskutek zgonów i dodanie filtra kubełkowego, który pozwolił na lepszy rozwój bakterii nitryfikacyjnych, pozwoliły z czasem na ustabilizowanie zbiornika. Jeśli nie mamy możliwości poprawy filtracji w zbiorniku z zaburzoną równowagą biologiczną, warto dodawać preparat zawierający takie bakterie. Częstsze podmiany wody (początkowo dwa razy, potem raz w tygodniu) i kontrolowanie racji pokarmowych znacząco obniżyły poziom azotanów (NO3). Pozostała w zbiorniku obsada ryb była dostosowana do parametrów wody i wielkości zbiornika. To wszystko przyniosło dobre efekty.
W przypadku chorób ryb za wystąpienie objawów czasem odpowiedzialnych jest wiele czynników, objawy bywają niespecyficzne, dlatego tak trudno czasem, nawet specjalistom, postawić właściwą diagnozę i zastosować prawidłowe leczenie. Dziś, znalazłszy się w podobnej sytuacji, zaczęlibyśmy od kontroli i wyrównania warunków w akwarium i w razie potrzeby poprzestali na podaniu CMF Tropicala, od którego zaczęliśmy leczenie. No cóż, jesteśmy mądrzejsi o rok zmagań.
Jak zapobiegać chorobom ryb?
Powiedzenie „lepiej zapobiegać, niż leczyć” odnosi się także do zdrowia ryb. W im większym stopniu stosujemy się do zaleceń ogólnych, związanych z prowadzeniem akwarium, tym większe szanse, że nasze ryby nie będą chorować. Niestety, wystarczy kupić rybę z niesprawdzonego źródła, narazić ją na stres poprzez transport, nagłą zmianę parametrów wody, by jej odporność obniżyła się i żeby w konsekwencji zaczęła ona chorować.
Większość bakterii, które powodują choroby, jest obecnych w akwarium, ale dla zdrowej, odpornej ryby, są one nieszkodliwe. Należy stworzyć jak najlepsze warunki w zbiorniku przez dobór odpowiedniej obsady i liczby ryb w stosunku do litrażu. Ważna jest właściwa filtracja, stabilne parametry wody (kontrolowane za pomocą testów), regularne podmiany wody. Bardzo istotna jest właściwa dieta dostosowana do hodowanych gatunków. Warto podawać pokarmy wpływające na podnoszenie odporności ryb.
Zakończenie
Choć na początku z powodu chorób ryb byliśmy bliscy zniechęceniu i rezygnacji z akwarystyki, dziś, jak wspomniałam wcześniej, mamy dwanaście zbiorników, z czego kilka tarliskowych i przeznaczonych dla narybku. Mój partner zajął się hodowlą. To on jest mózgiem wszystkich naszych działań akwarystycznych, tworzy też piękne aranżacje. Rozmnażamy skalary, barwniaki czerwonobrzuche, zbrojniki, bo molinezjom i gupikom – nie trzeba przecież pomagać. Szukamy ciekawych okazów, mamy m.in. przedstawicieli taksonu Hypancistrus L 333 select i wyglądające jak małe wężyki babki tęczowe. Chcielibyśmy przekazać wszystkim początkującym, że warto rozmawiać ze specjalistami, korzystać ze sprawdzonych źródeł informacji, no i uzbroić się w cierpliwość. W przypadku chorób ryb, gdy poprawa parametrów i podstawowe preparaty lecznicze nie pomagają, najlepszym rozwiązaniem jest badanie lub sekcja, choć w praktyce rzadko się to stosuje.
Pasja akwarystyczna okazała się dla nas niełatwa, jednak daje wiele radości i naprawdę warta jest czasu i zaangażowania.